Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 lipca 2015

R. IX - "Droga powrotna"

        Weszliśmy do tego cholernego baru. W środku panował półmrok. Gdzieniegdzie siedziało paru pijaczków popijających za swoje żałosne życie. W rogu zauważyłam grupkę nastolatków, którzy bawili się w najlepsze. No cóż, na pewno nie była to szkolna elita. Te dzieciaki wyglądali raczej na taką ekipę, która spotyka się w garażu jednego z nich, popala trawkę i słucha heavy metalu. Nigdy nie wiedziałam o co chodzi tym dzieciakom. Po co marnują tak swoje życie? Na ich miejscu robiłabym wszystko, żeby tylko wyrosnąć na porządnego człowieka, gdybym nie miała tych zmartwień, co teraz mam. Oni natomiast martwią się tym, że może im zabraknąć trawki do końca tygodnia.. Żałosne.
       Spojrzałam na Luke'a, ale on wydawał się mieć w dupie wszystkich dookoła. Pewnie nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktokolwiek tu jest. Weszliśmy głębiej do baru, aż w końcu dotarliśmy do lady. Kelnerka, która akurat wycierała szklankę, na widok blondyna omal nie upuściła jej na twarde płytki. Uśmiech natychmiast pojawił się na jej dużych różowych ustach. Luke też nie ukrywał swojego zadowolenia. Dziewczyna szybko wyszła zza lady i pobiegła do chłopaka. Zaczęli się ściskać, a ja stałam w miejscu jak ten kołek i bardziej niezręcznie czuć się nie mogłam. Gdy już skończyli i od siebie odeszli, Luke obrócił się w moją stronę. Prześwidrował mnie wzrokiem, po czym powiedział:
- Julia, poznaj Mali. Mali to jest Julia - dziewczyna, Mali uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i uścisnęła moją rękę. - Mali to siostra Calum'a -wyjaśnił Luke. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że bardzo go przypomina. Mieli te same oczy i cerę. Uroda u nich jest chyba dziedziczna..
- Miło mi cię w końcu poznać - powiedziała.W końcu? - A ty - zwróciła się do Luke'a - Co cię tu sprowadza?
- Sprawy biznesowe kicia. Poza tym chciałem zobaczyć co słychać u mojej ulubionej ex -wyznał chłopak, a mnie zatkało. Ta dwójka była parą? Calum o tym wiedział?
- Spotykaliśmy się zanim chłopaki podbili świat -wytłumaczyła Mali, widząc moje zakłopotanie. Wydusiłam z siebie proste "oh" i temat się zmienił. Potem usiedliśmy przy barze i była para jeszcze sobie chwilę pogadała, po czym Luke powiedział, że musi coś załatwić i wyszedł. Super.
      Siedziałam sobie i jadłam frytki, kiedy podeszła Mali, która właśnie sprzątnęła stolik.
- Więc? - zaczęła. Popatrzyłam się na nią nie za bardzo wiedząc o co jej chodzi. - Ty i Luke to coś poważnego? - zakrztusiłam się frytkiem, kiedy dziewczyna powiedziała to zdanie.
- O nie nie.. Chyba nie zrozumiałaś naszej relacji. Luke i ja nawet się nie przyjaźnimy.
-No, ale żeby się dobrze zabawić nie musicie się przyjaźnić - mruknęła, jakby to, co powiedziała było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
- Nie. Nic nas nie łączy.
- Hm, dziwne. Wydawało mi się, że jak na ciebie patrzył, to chciał ochronić cię przed wszelkim złem na świecie. A jak odchodził kazał mi pilnować cię jak oczka w głowie.
- Może chce mnie sprzedać za kilka luster.. - rzuciłam tym sarkazmem, a Mali wybuchła śmiechem.
- Ty wiesz co, kto się czubi ten się lubi. Przyznam ci, że kiedy Lukey był z tą jak jej tam.. - na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.
- Danielle - dokończyłam za nią.
- Tak tą sztuczną Danielle to pomyślałam sobie "nie-e to nie lalunia dla niego" - wyznała. Zaczynałam podejrzewać, że dziewczyna jest już trochę napruta. Sądząc po jej zachowani było to bardzo prawdopodobne. Trochę się chwiała i opowiadała mi te rzeczy..
- Dani nie jest aż taka zła...
- Wierzysz w to co mówisz? - przerwała mi siostra Cal'a.
- To znaczy.. ja...
- No właśnie. Ta dziewczyna to nie materiał dla takiego blondynka jak Lukey. Dobra z niej aktoreczka, ale nie oszuka kogoś, kto sam daje lekcje aktorstwa -powiedziała i odeszła.
     Zdążyłam zjeść już drugą porcję frytek i wypić trzecią szklankę Fanty, zanim wrócił Luke.
- Załatwiłeś już wszystkie sprawy? -spytałam, kiedy zajmował taboret koło mnie.












sobota, 4 lipca 2015

R. VIII - Komplikacje

     Ktoś przeraźliwie krzyczał. Wszystkie ptaki wyleciały z gałęzi drzew tworząc czarne chmary. Spojrzałam na Danielle. Ona, podobnie jak ja siedziała zdezorientowana. Nagle usłyszałyśmy wołanie mojego imienia, a później mojej przyjaciółki. Coś się musiało stać. Ruszyłyśmy biegiem w stronę lasu. Nie wiedziałyśmy kto nas woła. Było to trochę nie rozsądne z naszej strony, bo równie dobrze mogłyśmy biec do jakiegoś gwałciciela czy mordercy. Ale wtedy o tym nie myślałyśmy. Na miejsce dotarłyśmy wyjątkowo szybko. Krzyki nadal nie ustępowały. Biegłyśmy w ich stronę. W końcu się zatrzymałyśmy. Przed nami stał tyłem Kristian. Wymieniłyśmy zirytowane spojrzenia. Super znowu nas oszukał. Czekałam tylko na to, aż przyjaciel odwróci się i zacznie śmiać nam się prosto w twarz. Jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego chłopak opuścił rękę wzdłuż swoich nóg i wtedy zobaczyłyśmy coś strasznego. Całą rękę miał zakrwawioną, a w niej trzymał cieknący czerwonym płynem nóż. Serce zabiło mi mocniej. Podeszłam bliżej niego i wtedy zobaczyłam coś milion razy straszniejszego od dobrego horroru. Leżące ciało przed moim przyjacielem. 

       Zerwałam się z łóżka. Znowu mi się to śniło.. Chwila z dnia, kiedy moje dzieciństwo dobiegło końca. Przetarłam ręką spocone czoło i wstałam z łóżka. Zegarek elektryczny pokazywał godzinę 6:38. Nie opłacało mi się iść już spać , skoro za dwadzieścia minut i tak musiałabym wstać. Zaświeciłam światło w pokoju i podeszłam do szafy. Wybrałam ubrania i poszłam do łazienki się ubrać. Kilka minut po wyjściu z niej zadzwonił dzwonek do drzwi. Kto do cholery o tej porze stoi w tych drzwiach? Powoli podeszłam do drzwi i je uchyliłam. Przede mną stał wysoki chłopak w czarnej bluzie. Na głowie miał założony kaptur. Kiedy przyjrzałam się bliżej zauważyłam jego oczy. Cholera wiem kto to.
- Cześć - mruknął, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę - Musimy pogadać.
      Chłopak nie pozwolił mi nawet zamknąć drzwi. Cały czas trzymając, zaprowadził mnie do swojego auta. Po czym dosyć agresywnie kazał do niego wejść.
- Czego ode mnie chcesz? - warknęłam.
- Wyjaśnienia.
- O czym ty do kurwy nędzy mówisz?
- O Black Falls - powiedział, kiedy wyjeżdżał spod mojego podestu.
- Chyba sobie jaja robisz- powiedziałam nie wierząc w to, co się dzieje - Wypuść mnie z tego auta! Dokąd mnie wieziesz? Skąd wiedziałeś, że już nie śpię? A gdyby mój ojciec ci otworzył? - nie odpowiedział na żadne moje pytanie.
- Przymknij się.
- Aha to teraz gwiazdorek bawi się w porywacza -warknęłam złośliwie, a on zacisnął mocniej ręce na kierownicy - Skoro chcesz znać prawdę, dlaczego nie zapytasz o nią swojej dziewczyny?
    Cisza.
- Cholera Luke!  Co ty ze sobą robisz? - krzyknęłam, a chłopak gwałtownie zjechał na pobocze. Po raz pierwszy od kiedy wsiedliśmy do samochodu spojrzał na mnie. Nic nie mówił, ale jego mowa ciała zdradzała go. Pod oczami miał fioletowe worki, co oznaczało ,że słabo sypia. Oddychał ciężko i na jego szyi dostrzegłam kropelki potu, więc się stresował. Dlaczego aż tak bardzo chciał poznać tą straszną historię. Ja jej nie chciałam pamiętać i myślę, że gdyby chłopak poznał prawdę zrozumiałby dlaczego ją ukrywamy - Słuchaj, nie do mnie należy wyjawianie ci tej historii. Skoro Danielle nie jest gotowa, to dlaczego tak naciskasz? - spytałam spokojnie. Jak widać nerwowe zachowanie mi nie pomagało. Chłopak spuścił wzrok i beznamiętnie patrzył na swoje ręce.
- Ja chcę tylko zrozumieć - westchnął cicho - Dlaczego jesteście takie zamknięte na ludzi. Codziennie udajecie, że wszystko jest okej, ale w nocy nie możecie spokojnie zasnąć.
      Czy ja śniłam, czy Luke właśnie okazał jakieś uczucia? Wydawało się, że rozumiał co czuję. Wieczny lęk, wieczny smutek... Jednak im bardziej chciałam mu wyjawić wszystko, tym lepiej wiedziałam, że tylko jeszcze mocniej namieszam. Spojrzałam w błękitne oczy chłopaka. Jednak on nie odwzajemnił mojego gestu. Cały czas wpatrywał się w jedno puste miejsce w samochodzie. Delikatnie poruszyłam ręką, cały czas zastanawiając się, czy dobrze robię. Powoli przeniosłam swoją dłoń na jego, po czym lekko ją ścisnęłam. Luke w końcu na mnie spojrzał.
- To, co zdarzyło się kilka lat temu to straszna historia, która zniszczyła nam życie. Masz rację, co do tego, że tylko udajemy. I wierz mi, chciałabym wyznać co czuję wielu ludziom, ale po prostu nie potrafię. Tak samo chciałabym tobie wyznać całą prawdę, ale nie dam rady powiedzieć tego na głos. Jeszcze nie teraz. - powiedziałam i puściłam jego rękę. Chłopak nadal starał się pojąć to, co przed chwilą usłyszał. Nie odpowiedział na moje słowa. Zamiast tego skupił się na samochodzie. Ponownie odpalił silnik i wjechał na drogę. Nie wiedziałam dokąd jedzie. Wyglądało na to, że nie zamierzał jeszcze odwieźć mnie do domu.
        Minęły z dwie godziny zanim samochód ponownie się zatrzymał. Musiałam przysnąć na chwilę, bo nie pamiętam gdzie byliśmy. Auto stało na poboczu, a na miejscu kierowcy nikogo nie było. Rozejrzałam się dookoła i go zobaczyłam. Stał przy bagażniku i rozmawiał z kimś przez telefon. Stresował się, bo co chwilę przeczesywał ręką swoje blond włosy. Ten chłopak byłby fatalnym bandziorem, pomyślałam, po czym przeniosłam swój wzrok na zegarek umieszczony obok kierownicy. 9:00, no ładnie. Powinnam zadzwonić do taty, ale gdy dłużej o tym myślałam to stwierdziłam, że miałam o tej porze być w kinie i w galerii, tak jak wcześniej planowałam. Wcześniej miałam pójść z psem sąsiadki na spacer, a potem do mamy. Niestety wszystko szlag trafił w momencie, gdy w moich drzwiach pojawił się Luke i siłą zaciągnął mnie do swojego auta.  Dlatego gdybym teraz zadzwoniła do taty i powiedziała, co się ze mną dzieje, to tym bardziej by się zmartwił. A tak myśli, że się dobrze bawię na mieście. Lepiej niech dalej tak myśli...
      Po kilku kolejnych minutach wysiadłam z  samochodu. Luke akurat skończył rozmawiać. Kiedy do niego podeszłam, spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- Jak się spało? - mruknął cicho.
- Dobrze.. Gdzie jesteśmy? - spytałam, a chłopak odwrócił wzrok, jakby czuł się winny za jakiś czyn. No w sumie nabroił sobie, bo mnie porwał. Dobrze, że chociaż ma jakieś wyrzuty sumienia.
- Jesteśmy w Werrington..
- Że co Luke? Zwariowałeś? Dlaczego wywiozłeś mnie tak daleko? - zaczęłam panikować. Cholera, głowa bolała mnie coraz bardziej.
- Uspokój się! Chciałem zabrać cię do pewnej knajpy, żebyś trochę odpoczęła od tych wszystkich reporterów, ale ty jak zwykle panikujesz!
- Gdybyś chociaż słowem się odezwał! Ale nie.. Wielka gwiazda Luke robi wszystko po swojemu, nie ważne co inni myślą na temat jego durnych decyzji! - o nie.. przesadziłam. Już czułam jak skronie zaczynają mi pulsować. Kolana mi zmiękły i miałam wrażenie, że stałam się lżejsza. Zakręciło mi się w głowie. Już nie miałam siły stać. Myślałam, że upadnę, ale chłopak w miarę szybko zdołał mnie złapać. Wziął mnie chyba na ręce i przeniósł do samochodu. Nie widziałam zbyt dobrze, bo bardzo źle się czułam. Potem ponownie zasnęłam.
          Gdy się obudziłam, już trzeci raz tego dnia słońce wysoko tkwiło na niebie. Mruknęłam cicho. Nadal bolała mnie głowa. Ale nie było porównania do tego bólu, który był wcześniej. Spojrzałam na Luke'a. Gdy ten zobaczył, że już nie śpię zjechał na pobocze i wpatrywał się we mnie zmartwionym wzrokiem.
- Już ci lepiej? - spytał.
- Tak, dzięki - odpowiedziałam.
- Do następnego szpitala jest nie daleko więc..
- Nie Luke. Nie jedźmy do żadnego szpitala. Lepiej zawieź mnie do apteki - mruknęłam. Jechaliśmy jeszcze może z 10 minut, po czym samochód zatrzymał się pod pomalowanym na zielono budynkiem. - Zaraz wracam - powiedziałam. Weszłam do apteki i kupiłam sobie tabletki na uspokojenie. Dobrze, że zawsze mam przy sobie jakieś pieniądze... Połknęłam dwie kapsułki, po czym wróciłam na miejsce koło Hemmings'a.
- Co to za tabletki?
- Nie musisz wiedzieć -warknęłam.
- Słuchaj, jeżeli coś ci dolega to muszę zawieźć cię do szpitala..
- To tabletki na uspokojenie -przerwałam mu - Tak choruję, ale nie potrzebuje żadnego lekarza.
- Masz nerwicę? - spojrzałam litościwie na blondasa. Zaśmiałam się sama do siebie. Wolałabym chyba mieć nerwice, niż to, co mam..
- Nie kołku Nie mam nerwicy.
- To co ci jest?
- Mam tętniaka okej? Jak z tobą rozmawiałam , to się wkurzyłam, a nie powinnam. Dlatego tak się źle czułam.. - Chłopak spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale gdy zobaczył, że nie żartuję spuścił wzrok. Widziałam, że mówi bezgłośnie "oł..". Wstydził się za siebie. W końcu jego zachowanie było bardzo dziecinne. Może czuł zmieszanie, a może nie. Nie wiem, nie potrafiłam wyczytać nic z jego twarzy. Milczał przez chwilę, a potem powiedział.
- Muszę się napić.
      Na początku brzmiało to śmiesznie. W końcu to nie była wiadomość o końcu świata. A on się tym przejął jakby to dotyczyło jego życia. Potem poczułam zirytowanie. Kurde. Dlatego nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział o mojej chorobie. Ludzie zaczynają wtedy współczuć i zachowują się inaczej. A Luke był kimś takim, kto zawsze traktował mnie chłodno i obojętnie. Była to taka odmiana, taki powiew rzeczywistości. Ludzie zawsze byli mili, a on miał mnie w dupie.  Jeżeli teraz zacznie cackać się ze mną, to przysięgam. Przywalę mu w nos.
 - Luke, dokąd jedziemy? - spytałam po kilku minutach ciszy.
 - Do Richmond. Tam jest ta knajpa, o której ci mówiłem. Myślałem, że się napijemy, ale ty raczej nie możesz. Jak chcesz, to mogę zadzwonić po któregoś z chłopaków, żeby po ciebie przyjechał.
- Więc zrób to - powiedziałam stanowczo. Nie chciałam spędzać czasu z pijanym chłopakiem.
- Dobrze, ale jak dojedziemy. Nie będę cię niańczył przez sześć godzin na jakimś poboczu. - ile godzin? Sześć? Czy ja się przesłyszałam? Spojrzałam na zegarek i rzeczywiście była już prawie druga po południu.
- Cholera Luke! - mruknęłam.
     Kiedy dojechaliśmy na miejsce, chłopak zadzwonił po któregoś z chłopaków, żeby przyjechał po mnie. Ale i tak wychodziło na to, że będę musiała spędzić z nim kolejne sześć pełnych godzin w tym pubie. Powodzenia dla mnie...

________

Ile mnie już nie było? Rok? hahaha miłego czytania, o ile ktokolwiek jeszcze to czyta! ;)) - K

niedziela, 15 czerwca 2014

R. VII - Zaciśnięcie więzi

 Ostatni raz tak się czułam w czwartej klasie, gdy przegrałam zakład z Kristianem i musiałam ukraść kilka miętowych cukierków pani od biologii. Weszłam do klasy na przerwie i zauważyłam torebkę kobiety. Już miałam w ręku kilka cukierków ,kiedy nauczycielka weszła do klasy. Pech prześladował mnie już od małego..
     Przełknęłam ciężko ślinę i odwróciłam się przodem do chłopaka.
- Czekam na Ashton'a.
- Nie ma go w domu. -odpowiedział oschle. Wiem baranie.
- Wiem. Pojechał po Michaela. Poprosił ,żebym na niego zaczekała tutaj. - powiedziałam na jednym tchu. Między nami zapanowała cisza. Przysięgam ,że gdyby nie było tutaj Danielle, moja odpowiedź byłaby o wiele ostrzejsza. Mimo wszystko stanie między nimi, w tak niezręcznej sytuacji było spełnieniem moich najgorszych koszmarów.
- Więc... - mruknęła blondynka. - Napijesz się czegoś?
- Poproszę wodę.
- Okej. Siadaj, przecież nie musisz stać. Rozgość się. -powiedziała swoim udawanym , miłym tonem. Słyszałam ,że jest dobrą aktorką, ale nie myślałam ,że aż tak dobrą. Luke wydawał się wierzyć w każde jej słowo. Zostaliśmy w jadalni sami.
- Czy Ashton jest jedynym powodem, dla którego tu jesteś? -spytał cicho.
- Co masz na myśli?
- Nie podoba mi się ,że kręcisz się cały czas koło nas. Poszukaj sobie innego towarzystwa. - co za bezczelny człowiek!
- Słuchaj, mnie też się nie podoba wiele rzeczy. Wiesz co? Ja też cię nie lubię! Od zawsze jesteś dla mnie bardzo oschły, ale to twoja sprawa. Skoro chcę się przyjaźnić z Ashton'em, Calumem czy Michaelem to będę. Akurat tego nie masz prawa mi zabronić. Do ciebie mogę się od dzisiaj już nie odzywać. - powiedziałam bardzo mocnym szeptem po czym gwałtownie wstałam.
- Naprawdę nie wiesz, w co się pakujesz...
- Jeszcze nie usiadłaś? - z kuchni wyszła jak zwykle piękna Daniell, niosąc w ręku szklankę wody.
- Właściwie to...
- Cześć ludziska! -dobiegł nas głos z tyłu. Mike i Ashton wrócili. Dzięki ci Panie! Miedzy nami było czuć aż rażące spięcie. Jeszcze chwila i skoczylibyśmy sobie do gardeł. Na szczęście wrócili chłopcy. Gdy tylko weszli Mikey podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Niemal mogłam poczuć w powietrzu zirytowanie połączone ze złością płynące od Luke'a. - Gotowa? -spytał Ash.
- Tak. Miło was było spotkać. -powiedziałam uprzejmie, po czym pożegnałam się z Danielle, mruknęłam ciche cześć do Luke'a i wraz z Ashton'em wyszliśmy z domu.
- Wow - mruknął, gdy wsiadaliśmy do auta.
- Coś nie tak?
- Co tam się stało?
- Co masz na myśli -odpowiedziałam cicho.
- To ,że Luke prawie tam nie wybuchł. A na ciebie patrzył się tak, jakby miał cię zabić...
- Ah.. Wiesz, nie sądzę, że on chociaż trochę mnie lubi. Nie chcę o tym gadać. -powiedziałam, nie chcąc nic mówić Ashton'owi na temat tego, co wcześniej powiedział mi blondyn. W żadnym bądź razie nie miałam zamiaru posłuchać jego groźby. Kim on był żeby mi rozkazywać? Jeśli chcę się przyjaźnić z którymś z chłopców, to będę. Szczególnie ,że z Ash'em najlepiej się dogaduję. Na pewno nie zaprzepaszczę tego na rzecz głupiego gnojka.
     Nie miałam już siły myśleć o tym ,co zdarzyło się kilkanaście minut temu. Głowa nie bolała i nie czułam się najlepiej. Nie powinnam się tak czuć. Szkoda mi było Ashton'a. Był taki miły. Nie miałam serca powiedzieć mu Sorry, źle się czuję. To wszystko przez twojego durnego przyjaciela. Nie mogę się denerwować bo mam tętniaka, a właśnie teraz jestem super wkurwiona. No tak, Ashton na pewno by się ucieszył... Po kilku minutach samochód podjechał pod knajpkę o nazwie Joel's Dinner. Tej restauracji jeszcze nie znałam, ale pewnie była jedną z wielu o takich samych zachowaniach.
- I jak ci się tu podoba? -spytał Ashton, gdy usiedliśmy na białej, skórzanej kanapie w rogu pomieszczenia. Odpowiedziałam mu uśmiechem. Nie było tu źle. I całkiem ładnie pachniało - Przysięgam ci dziewczyno, że robią tu najlepsze naleśniki na świecie! -powiedział z takim zaangażowaniem, że aż zrobiło mi się ciepło w środku. Był zupełną przeciwnością Luke'a. Aż mi się go zrobiło szkoda. Jak można mieć w sobie tyle gniewu?
- To zamówmy je -odpowiedziałam mu. Nie trzeba było długo czekać na kelnerkę. Muszę przyznać, że naprawdę była piękna. Długie, kręcone, blond włosy sięgały jej niedaleko pod biustem. Cerę miała bardzo czystą, lekko opaloną. Jej oczy były rażąco zielone. Figurę miała nienaganną. Zdecydowanie marnowała się w tym zawodzie. Na kilometr można było zauważyć, jak każdy facet się za nią oglądał. Takiej to dobrze...
- Witajcie. Nazywam się Clarie i dzisiaj was obsłużę. Czy już coś wybraliście? -spytała.
- Poproszę dwa razy bombę naleśnikową. Do tego dwie kawy. - powiedział szybko Ash.
- Za chwilę przyniosę wasze zamówienie -opowiedziała równie szybko i się oddaliła. Spędzenie czasu z Ashton'em było czymś dobrym dla mnie. Ciągle się śmialiśmy. Gdy w końcu wybiła dziesiąta postanowiliśmy się już zmywać.
- To były zdecydowanie najlepsze naleśniki w moim życiu! -powiedziałam wchodząc do auta.
- Mówiłem -odparł chłopak.  - To gdzie teraz jedziemy? Mamy jeszcze pół godziny.
- Emm, niedaleko studia jest miejsce dla muzyków, chodź posłuchamy ich -powiedziałam wesoło, na co chłopak odpowiedział uśmiechem.
       Na miejscu nie było zbyt wielu artystów. Łącznie naliczyłam ich 5. Jedni grali reagge, inni rock'a. Zaciekawiła mnie jednak pewna dziewczyna siedząca na ławce nieco dalej od wszystkich innych. Miała w ręku zwykłą gitarę akustyczną, a obok niej leżał kapelusz na pieniądze. Grała smutne piosenki i mało kto stał przy niej. Podeszłam do niej i usiadłam obok. Posłałam jej lekki uśmiech. Dalej grała tę piosenkę. Znałam ją. To była piosenka "Little me" od Little Mix. Zaczęłam śpiewać razem z nią, a za chwilę dołączył do nas Ashton, grający na kartonowym pudełku. Co raz więcej ludzi zaczęło się nam przysłuchiwać. W końcu piosenka się skończyła. Niechętnie wstałam podeszłam do chłopaka, który też wstał.
-Dziękuję -mruknęła dziewczyna z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam, że płacze. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
- Gdy się uśmiechniesz to uwierz mi, wiele ludzi będzie podchodzić do ciebie częściej. - powiedziałam i wróciłam do chłopaka.
       Reszta dnia minęła mi zwyczajnie. Pojawiło się kilku początkujących solistów i jeden zespół. Ed dał mi nowy grafik, z którego wynikało ,że przez całe wakacje będę pracować 5 razy w tygodniu. Trochę mnie to zasmuciło, gdyż ogranicza się przy tym mój czas wolny, ale Ed powiedział ,że często będę dostawać wolne, gdyż w studiu nie zawsze panuje taka sytuacja, że trzeba koniecznie w nim być.
      Zastanawiałam się tylko, czy to, że wyjawiłabym szefowi moją sytuację zdrowotną, to nadal by chciał żebym tu pracowała...

_~_

Mamy wyjaśnioną sytuację z mieszkania chłopców.
Na razie jest super dupa , a nie dobre fanfiction, ale spokojnie niedługo wszystko się dalej rozwinie. Pozdrawiam, -K :)

sobota, 7 września 2013

R. VI - Niezręczne sytuacje

     Zamknęłam powoli laptopa, próbując nie wybuchnąć. Czy oni musieli być wszędzie i wszystko widzieć? Jak tak można.. Każdy człowiek powinien mieć swoją przestrzeń prywatną. Niektórzy tego nie rozumieją...
      Złapałam się za głowę , próbując się uspokoić. Nerwy w żaden sposób mi nie pomagały. Nie mogłam się denerwować... Jednak jak miałam się nie wkurzać, kiedy w internecie aż huczało od plotek na temat mnie?

  " Słynna para , Luke Hemmings i Danielle Brokwood wyjechali odpocząć do małego miasteczka Black Falls. Widziano ich z tajemniczą znajomą "

" Znamy tożsamość przyjaciółki Danielle i Luke'a. To Julia Walker "

" Luke Hemmings widziany z Julią Walker, przechadzających się po rynku Black Falls. Gdzie była Danielle? "

" Czy Luke'a i Julię łączy tylko przyjaźń? Co na to dziewczyna słynnego piosenkarza z 5Sos? "

     Nie miałam siły czytać innych. Każdy wiedział kim jestem. Wszędzie były moje zdjęcia. Podejrzewali mnie o romans z Luke'iem... Co prawda spotkałam go, gdy byłam na mieście. Ponownie próbował czegoś się ode mnie dowiedzieć, ale ja nie miałam zamiaru niczego mu wyjawiać. Zresztą, skoro naprawdę chciał się dowiedzieć o co chodzi, czemu po prostu nie popytał sąsiadów? Oni wiedzieli wszystko. Wszyscy wiedzieli co się wtedy stało. Dlaczego po prostu nie ułatwił sobie roboty. Do czego potrzebna byłam mu ja? Do tego wszystkiego bardzo dobijały mnie te wszystkie komentarze na mój temat. Od powrotu do domu naprawdę zmieniłam swój stosunek do Luke'a. Nie chciałam już go poznawać. Ani mi się śniło być jego przyjaciółką. Nie chciałam nawet być koleżanką. Dawnej mnie intrygował, ale najwyraźniej był to przejaw fascynacji, gdyż tylko on nie robił ze mnie kaleki. Wszystko się zmieniło po powrocie z Black Falls. Zależało mu tylko na wyciągnięciu ze mnie informacji. Typowe zachowanie, dla typowego, bogatego dzieciaka...
- Nock Nock! - do pokoju wszedł uśmiechnięty tata, tym samym przerywając mój wewnętrzny monolog. Wystarczyło ,że na mnie spojrzał i uśmiech zszedł mu z twarzy. Teraz wyglądał na zmartwionego. - Kochanie wszystko w porządku?
- Tak tato. Po prostu..
- Wiem. Adrenalina jeszcze nie opadła po powrocie. Ale nie martw się. Wszystko już wkrótce wróci do normy.
- Marne pocieszenie - mruknęłam. Martin jedynie się zaśmiał, po czym pocałował mnie w czoło i usiadł obok.
- Pomyślałem sobie, że może chciałabyś pójść gdzieś ze mną? Dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu.. Chętnie poszedłbym do kina, a potem na jakąś pizzę. Ja stawiam.
- Pewnie. - odparłam -Dzisiaj kończę pracę o 3 PM to mógłbyś po mnie przyjechać pod studio.
- To mamy randkę -zażartował sobie Martin, a potem jak gdyby nigdy nic wyszedł z mojego pokoju. Rany.. Miał rację. Już dawno nie spędzałam z nim typowo córko-ojcowskiego czasu. Bardzo się cieszyłam z tego ,że zaproponował mi wyjście. Oprócz pracy, cmentarza i domu nie bywałam nigdzie. Myślę ,że to może dobrze na mnie wpłynąć... Jestem ciekawa tylko, czy uda nam się jakoś wymknąć tak ,żeby wścibskie oczy nas nie zobaczyły.. Mam na myśli to ,że od kiedy wróciliśmy do domu w całej okolicy kręcili się dziennikarze i fotoreporterzy , którzy tylko czekali aż wyjdę z domu, by zadać mi kompromitujące pytania i zrobić jak najwięcej zdjęć.
     Normalnie to bym przesiedziała przez ten czas w domu, ale był wtorek. Czekał mnie kolejny dzień pracy. Dzisiaj Ed miał mi podać nowy grafik, więc będę pracować więcej razy w tygodniu. Nie powiem, że było mi to w tym momencie na rękę ,jednak kto by się nie cieszył z awansu?
   Bałam się wyjść z domu. Po części mój lęk obejmował te wszystkie pytania i zdjęcia. Z drugiej strony lękałam się własnej głowy. Przecież mój przyjaciel mógł w każdej chwili wybuchnąć i to był by dla mnie koniec. A nie chciałabym ,żeby to się stało na oczach kilkudziesięciu dziennikarzy. Nie współczuli by ani mi, ani ojcu. Mieliby po prostu kolejny news do gazety..
     Równo o 9 postanowiłam wyjść z domu. Byłam silna i nie miałam zamiaru dać się skompromitować. Nacisnęłam powoli na klamkę i niepewnie wyszłam z mieszkania. Na początku oślepiło mnie światło z lamp, ale po schyleniu głowy miałam lepszy zasięg wzrokowy. Ominęłam spora grupkę reporterów i ruszyłam ulicą w stronę miasta.
   Już zaczynałam myśleć ,że będę miała farta, kiedy usłyszałam masywne odgłosy kroków. Gonili mnie. Zaczęłam biec szybciej, a oni nadal biegli za mną. Cholera nie mogłam biec! W końcu ustali. Z czystej ciekawości odwróciłam się i zobaczyłam, jak ktoś w czarnym Citroenie taranuje sobie przejazd. W końcu dojechał do mnie i się zatrzymał. Przyciemniana szyba osunęła się w dół , a ja ujrzałam uśmiechniętego Ashton'a za kierownicą.
- Zamawiał ktoś podwózkę? -spytał. Trudno było określić mój nastrój w tamtej chwili. Szok zmieszany z zakłopotaniem i szczęściem.
- Skarbie, jeśli teraz nie wejdziesz, to nie wejdziesz już w ogóle. -mruknął cały czas patrząc się w tylne lusterka. Nerwowo przyciskał pedał gazu ,powodując silny warkot silnika. No przecież! Dziennikarze.. Wzięłam głęboki oddech i szybko wsiadłam na miejsce pasażera. Ashton nacisnął pedał gazu i po kilku sekundach znajdowaliśmy się daleko od natrętów.
- Dziękuję - mruknęłam.
- Nie ma sprawy bella - odpowiedział. - To.. gdzie jedziemy?
- Do studia.
- O której zaczynasz pracę?
- 10.30
- Kochanie, jest dopiero kilka minut po dziewiątej. Studio jest jeszcze zamknięte.
- Zwykle jestem na miejscu o dziesiątej i idę jeszcze na kawę, ale..
- Skoro nie masz co robić przez godzinę, to pozwól ,że zabiorę cię na śniadanie w pewne mejsce zgoda?
- To ty tu prowadzisz, więc jak chcesz - zaśmiałam się. Potarłam spocone ręce o moje czarne spodnie i westchnęłam.
- Ale aferę zrobili co? - zagadał Ashton.
- Tak... Czytałam tylko parę tych plotek i się załamałam. Przecież większość to nie prawda.
- Taki jest show biznes mała.
- Właściwie.. skąd wiedziałeś, że właśnie wtedy będę potrzebowała pomocy?
- Nie wiedziałem. Michael powiedział mi ,że pod twoim domem kręci się więcej reporterów, niż pod moim. Chciałem to sprawdzić - mruknął - Przypadkiem było ,że się na ciebie natknąłem.
- Zazdrosny? -zażartowałam.
- O nich? Przecież to moi przyjaciele! A ty mi ich zabierasz! - oburzył się teatralnie, po czym oboje  zaczęliśmy się śmiać.
     Jechaliśmy jeszcze kilka minut, a potem samochód się zatrzymał.
- Dlaczego się zatrzymałeś? - spytałam. Na pewno nie byliśmy blisko żadnej knajpki ze śniadaniami..
- To jest nasze wspólne mieszkanie. Poczekasz tu na mnie dobrze? Zapomniałem, że obiecałem Michaelowi odebrać go ze sklepu. W domu powinien być Calum. Nie obrazisz się jeśli cię na chwilę zostawię? - pokręciłam przecząco głową. Chłopak posłał mi przyjazny uśmiech. Otworzyłam już drzwi od auta, gdy postanowiłam coś jeszcze powiedzieć.
- Ashton? - mruknęłam, a on spojrzał na mnie. -Dziękuję.
- Drobiazg. - odpowiedział i mnie uścisnął. Przytulenie Ashton'a było czymś przyjemnym. Dało mi dużo otuchy. Miło było mieć chociaż jednego przyjaciela w tym gównie, w którym teraz tkwiłam.
- Czy Luke.. no wiesz.. Danielle... też się tym jakoś przejęli? - spytałam, gdy już wyszłam z jego objęć.
- Hemmo jest wściekły, a Dani stara się zachowywać spokój. - aha. Zapanowała cisza. W końcu ponownie otworzyłam drzwi i tym razem wysiadłam z samochodu. - Nie krępuj się. Wejdź sobie do środka. Ja niedługo wrócę. - oświadczył. Odjeżdżając pomachał mi , na co zaśmiałam się. Był taki kochany. Nagle jednak uderzyła mnie fala gorąca. Mam poczekać w ich domu... Nie miałam odwagi powiedzieć nie. Byłoby to niegrzeczne z mojej strony, ale nie miałam najmniejszej ochoty tu wchodzić. Do miejsca, gdzie prawdopodobnie był też Luke i być może Danielle. Jak ja się miałam zachować?
     Weszłam do domu powoli. Szłam przez korytarz oglądając każdy obraz na ścianie. Każdy był taki piękny. Jakby był malowany przez kogoś z wielką pasją. Zazdrościłam takim ludziom. Ja nigdy nie umiałam dokończyć czegoś, co zaczęłam..  Kiedy w  końcu dotarłam do jadalni, zastałam tam siedzącego sobie spokojnie Caluma. Bez koszulki. Wstał, gdy tylko mnie zauważył. Ja zaś zauważyłam coś innego... Chłopak bez skrępowania podszedł do mnie i się przytulił. Czułam jak krew napływa do mojej twarzy.. Musiałam mu to jakoś wyznać.
- Cal?
- Tak?
- Jesteś nagi - mruknęłam na co chłopak odskoczył ode mnie jak szalony . Spojrzał na mnie jak na wariatkę, zaśmiał się, jakby mi nie wierzył, a potem zrobił się cały czerwony i uciekł z jadalni. To było nieco dziwne.. Zaczęłam się zastanawiać co ze sobą zrobić. Potarłam desperacko ramię. Wtedy weszła Danielle.
- O hej Julia, co ty tutaj robisz?
    Przysięgam ,że już miałam wyraźną odpowiedź w głowię , nie składającą się tylko z "eee" i "uum" , lecz nie było mi dane jeszcze jej udzielić.
- Właśnie, co ty tu robisz? - usłyszałam głos pełen obojętności zza pleców, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Brawo Julia, znowu jesteś na przegranej pozycji...

--------

Rozdział nudnawy, zauważyliście chyba ,że akcja przeniosła się już z BF , z powrotem do Sydney, ale nie zapominajcie o Black Falls, bo jeszcze się pojawi ;*  xoxo - K

czwartek, 15 sierpnia 2013

R. V - Prawda

    Zamknęłam oczy , mimo tego wiedziałam ,że już nie zasnę ponownie. Nie wiem co mną kierowało. Strach? Możliwe.. Jeszcze wczoraj chciałam zmierzyć się z tym koszmarem, a dzisiaj  boję się jak jakieś małe dziecko.
     Westchnęłam. Nerwowo bawiąc się kawałkiem bransoletki, będącej a moim nadgarstku, myślałam o dzisiejszym dniu. Byłam pewna ,że nawale. Jako jedyna wybuchnę płaczem i panicznie zacznę krzyczeć, aby oddali mi moje dzieciństwo. Tylko ja tak zrobię. Danielle i Kristian będą się bali. Mimo tego ,że to oni przeżyli większe piekło niż ja.
    Otworzyłam oczy w chwili gdy wspomnienia tamtego dnia zaczęły wracać. Nie chciałam tego pamiętać.
    Nie wiem o której się obudziłam i ile zajęło mi wstawanie i przygotowanie do wyjścia, jednak już o 12 zadzwonił dzwonek do drzwi. Nerwowo podrapałam się w skroń. Złapałam telefon i włożyłam go do kieszeni. Idąc w stronę wyjścia związałam moje włosy w kucyka. Będąc pewna ,że po drugiej stronie drzwi stoi Kristian albo Dan spokojnie otworzyłam drzwi, ale spokój opuścił mnie w tym momencie, gdy zobaczyłam kto jednak stoi przed wejściem.
-Cześć-mruknęłam.
- Słuchaj Danielle prosiła mnie ,żebym po ciebie wpadł, bo ona chciała coś jeszcze obgadać z Kristianem.
- Okej, gdzie mamy czekać?
- Tutaj.
     Między nami panowała nieciekawa cisza, którą po krótkim czasie przerwałam.
- Może chcesz gdzieś usiąść? - wskazałam na starą huśtawkę , koło domu. Chłopak tylko kiwnął głową i ruszyliśmy w jej stronę.
- Słuchaj..
-Luke, nie musisz nic mówić . Wiem, że mnie nie lubisz. Jeśli nie chcesz, to nie rozmawiaj ze mną na siłę.
- Co ukrywa przede mną Danielle?
-Słucham?
- Wiem, że wasza trójka coś ukrywa. Coś się stało te 5 lat temu i żadne z was nie chce ,żebym się tego dowiedział, prawda Julia?
- Dani wcale cię tu nie przysłała... - mruknęłam. Innego powodu nie było. 
- Co?
- Kazała ci iść pewnie gdzieś na miasto, albo zostać w domu, mam rację? -jasne,że miałam..
- To nie jest w tej chwili istotne...
- Wiedziałam. Słuchaj Luke, jeśli jedynym powodem, dla którego tu przyszedłeś jest by się czegoś ode mnie dowiedzieć, na temat tego, co się zdarzyło 5 lat temu, to się pomyliłeś. Byłeś w błędzie, skoro myślałeś ,że ci coś powiem. Jeżeli Daniell ci ufa, to wkrótce się o wszystkim dowiesz. Daj jej czas, a jak nie to po prostu odpuść.
- Dlaczego to jest taka tajemnica?
- Myślę ,że powinieneś już iść.
- Julia..
- Idź..
    Odpowiedzi nie usłyszałam. Nie było kolejnego nalegania. Wiedziałam tylko ,że wstał i odszedł. Tak jak chciałam. Zamknęłam oczy i poczułam łzy cisnące mi się do nich. Zaraz potem przedostały się przez powieki i spokojnie spływały po moim policzku.  Za często płaczę.. Wiedziałam ,że to jest ta chwila. Poczułam przypływ adrenaliny i odwagi. Byłam gotowa zmierzyć się z przeszłością.
    O 12.40 dostałam sms-a od Kristiana ,że będą u mnie o trzynastej. Ja już nie mogłam czekać. Szybko odpisałam mu " spotkamy się na miejscu " i wyłączyłam komórkę. Ostatni raz wypuściłam mocno powietrze z płuc i wstałam.
     Spod mojego domu, do lasu miałam niecałe 2 minuty drogi. Doskonale pamiętam pytanie zadane kiedyś przez panią Brokwood, podczas jednego z grilli, organizowanych przez moich rodziców. " Nie boicie się mieszkać tak blisko lasu? " Wtedy wydawało się to absurdalne. Co złego może się stać ludziom, mieszkającym nieopodal lasu? Śmialiśmy się, żartując o atakach wielkiego wilka, albo starej czarownicy. Teraz, ciarki mnie przechodzą, jak tylko tak o tym pomyślę.
    Na miejsce dotarłam szybko. Nim się obejrzałam stałam przez wielkim wejściem do tego lasu. Nie obejrzałam się za siebie, tylko po prostu postawiłam pierwszy krok do przodu. Zdawało mi się ,że mam zatkane uszy. Cała natura, śpiew ptaków, zmieszało się z szumem. Słyszałam tylko pusty szum. Zrobiło się duszno. Im bliżej byłam celu, tym atmosfera się pogarszała. Mogłam przysiąc ,że słychać było stłumione wołanie mojego imienia, ale nie zwracałam na nie uwagi . Powtarzałam sobie ,że to tylko wytwór mojej wyobraźni.
    W końcu dotarłam. I głuchość w moich uszach ustała. Znowu słyszałam śpiew ptaków i odgłosy małych mieszkańców lasu. A potem poczułam jak ktoś mnie łapie. Spokojnie stojąc, odwróciłam głowę do tyłu, tym samym napotykając się na jej spojrzenie. Wypuściłam cicho powietrze.
- Jak się czujesz ? - zapytała szeptem, prawie niesłyszalnym.
-Ja..
- Nie byłam tu od 5 lat.
- Tak.. rodzice zabronili nam tu przychodzić.
      Wiedziałam ,że bardzo to przeżywała. Nie byłam pewna co dokładnie zrobić, więc delikatnie złapałam ją za rękę. Danielle tylko posłała mi wdzięczne spojrzenie. Nie wiem ile stałyśmy tak, gapiąc się w to miejsce. Nagle nerwowo zaczęłam obracać głową.
- Dani.. Gdzie jest Kristian? -dziewczyna także zaczęła się rozglądać.
- Myślałam ,że szedł za mną.. Wołaliśmy cię.
- Uciekł.
- W końcu to on..
- Cii.. Pamiętasz jak opowiadał, jak się tu wtedy znalazł?
- Nie, nie opowiadał.
- Właśnie! Powiedział ,że nie pamięta.
- A co jeśli..
- Pamięta. - wyszeptała dziewczyna i biegiem ruszyłyśmy drogą powrotną.
   Szybko otworzyłyśmy drzwi frontowe, wtargnęłyśmy do domu chłopaka. Siedział w fotelu, w salonie.
- Krystian..- zaczęłam. Chłopak obrócił głowę w naszą stronę.
- Powiedz nam wszystko. Tym razem prawdę- dokończyła stanowczo Dani.


_~_

Hej ;)
Co o tym sądzicie? Jaką tajemnicę ukrywa ta trójka?
Kisses, -K

czwartek, 8 sierpnia 2013

R. IV - Konfrontacja

   Co do Danielle, to mogłam się spodziewać tego ,że przyjedzie. Po naszym wcześniejszym spotkaniu też sobie przypomniała o tym miejscu. Jednak nigdy w życiu bym pomyślała, że przyjedzie z Luke'iem. Muszę przyznać ,że zaskoczyła mnie. Zawsze to robiła.

- Myślisz ,że jesteś taka fajna?
    Zabolało. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie popularna i nie wyróżniałam się jako dusza towarzystwa. Zawsze jednak nie uważałam ,że fajność jakoś się liczy.
     Danielle znowu mi dokuczała. Robiła to od czasu, kiedy tego pamiętnego dnia Karla mnie zaatakowała, a ciocia Caroline wygarnęła babci Dan i Jonnie'go.
Moja mama powtarzała mi ,że dziewczynka jest zazdrosna, a ja, jako bardzo ciekawa ośmiolatka codziennie przed snem zastanawiałam się o co Dani jest zazdrosna. O ciocię Caroline? O to ,że zwróciłam na siebie uwagę? Nie weszłam w końcu na ten słup specjalnie.
   Zamknęłam zmęczone powieki. Tego dnia, jak na złość źle spałam.
- Odczep się pusta blondyno! - odkrzyknęłam jej, a mi aż się zrobiło ciepło z dumy. Ja, Julia Walker tak wymownie jej odpyskowałam. Blondynka tylko wystawiła mi język i uciekła do domu jej babci. Ja odwróciłam się i podeszłam bliżej garażu,w którym siedział Kristian i jego ojciec.
- Co tam młoda?
- Nic, Danielle znowu mi dokucza.
- Mam nadzieje ,że nie bierzesz tego do siebie? - zapytał ponownie Joseph
- Coś ty wujek - zaśmiałam się i podeszłam do stolika z narzędziami. Podniosłam średni klucz i zaczęłam mu się przyglądać. - Wujeeek? - przeciągnęłam, a gdy nie usłyszałam odpowiedzi ponownie się odezwałam - Dlaczego nie poprosisz mojego taty ,żeby ci naprawił to auto? Przecież jest mechanikiem.
- Ponieważ.. Jak się jest facetem, to trzeba robić męskie rzeczy ,żeby zaimponować swojej kobiecie.
- Twoja kobieta to ciocia Caroline ?
- Tak.
- A kim jest kobieta Kristiana ?
- Nie mam żadnej głupiej kobiety i nie będę miał. Nigdy! - krzyknął zdenerwowany chłopiec.
- Nie pytałam ciebie Kristian. - opowiedziałam, a chłopczyk zrobił się jeszcze bardziej czerwony, ale zamilkł. Wygrałam.

    Kilka godzin później wracając do domu znalazłam kosmyk włosów lalki. Nieco dalej leżała silikonowa rączka, potem noga i im dalej szłam oraz im bliżej byłam domu, tym więcej było części lalki. Przy samej bramie leżała głowa Penny. Mojej ulubionej lalki. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam pójść do mamy i powiadomić ją o śmierci mojej laleczki. Jednak gdy byłam przed domem, na huśtawce obok niego siedziała mała dziewczynka. W ręku trzymała prawdopodobnie swoją lalkę.
- Czego tu chcesz Danielle? - zapytałam jednocześnie zła, ale też zmęczona. Dziewczynka wstała i podała mi lalkę z brązowymi włosami i zielonymi oczami.
- Przepraszam ,że zabiłam ci zabawkę. -zaśmiałam się.
- Mama ci kazała oddać twoją lalkę, za moją ?
- Nie sama tak postanowiłam.
- Jak tu weszłaś? Mamy bramę na zamek..
- Twoja mama mnie wpuściła. Jest miła.
- Wiem to - warknęłam. - Jak ona się nazywa?
- Tori.
- Tori będzie się dobrze u mnie żyło.
- Chcesz być moją koleżanką?
- Aha, czyli musiałaś najpierw mnie poobrażać, a potem poćwiartować moją laleczkę, żeby zrozumieć, że mnie lubisz ?
- Nooo -nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chciałam mieć koleżankę.
- Zgoda. Będę twoją koleżanką.
- To fajnie.


~

- Więc.. Co tam u was słychać dziewczyny? - zapytał wesoło Kristian. Jakby zupełnie zapomniał o tym co zdarzyło się kilka lat temu.
- Na pewno nie jest kłopotem ,że Luke tu jest? - zapytała Dani patrząc to na mnie, to na Kristiana.
- Pewnie ,że nie! - odpowiedział jej chłopak. Ja nic nie powiedziałam. Obojętne mi było czy tu jest czy nie. Nie przyjechałam tu po to, żeby zajmować się takimi sprawami.
- Julia, kiedy tu ostatnio byłaś? - zapytał. Jakby nie znał odpowiedzi. Irytował mnie tym swoim udawaniem ,że nic się nie stało.
- Emm.. miałeś zasłony w kubusia puchatka.
- Hahaha wow.
- Aham.. - potem już nic nie mówiłam. Starałam się tylko słuchać rozmowy Krystiana i Dani. Nie chciałam jeszcze wracać do rzeczywistości.
     O dziesiątej pożegnałam się z dawnymi przyjaciółmi i wyszłam. Do domu miałam niedaleko, więc nim się obejrzałam, byłam już w połowie drogi. Przeszłam obok domu znajomych mojej mamy, którzy nigdy się tu nie wprowadzili. Dom nie był nawet wykończony w środku. Właściciele postanowili nie dokańczać budowy. "Z niewiadomych przyczyn", jak twierdził mój ojciec. Jednak tak czy inaczej, każdy na ulicy wiedział dlaczego.
    Za to budynek był świetnym miejscem dla pijaków z sąsiedztwa. I dzisiaj ktoś siedział na progu. Próbowałam mu się przyjrzeć, ale nic z tego. Było za ciemno. Przeszłam więc obok niego, jakbym nigdy tego człowieka nie zauważyła.
- Dlaczego nagle ty i Danielle tu przyjechałyście? - krzyknął ktoś z tyłu. Odwróciłam się i wróciłam pod dom. Było ciemno, ale z niewielką trudnością odgadłam ,że mówił do mnie pan Luke Hemmings. Widziałam ciekawość w jego oczach. I wszystko stało się jasne. Nie powiedziała mu.
- Ponieważ.. Mieszkałyśmy tu. Ja kilka domów stąd, Kristian tam gdzie teraz, a Dani naprzeciwko. Spotkałyśmy się i chyba nam obu przypomniało się dzieciństwo - wyjaśniłam spokojnie, mimo tego ,że moje serce miało zaraz eksplodować.
- Aha..
- Czemu nie siedzisz z nimi?
- Daje Dani trochę czasu, żeby mogła się przywitać z przyjacielem.
- Oh, jakiś ty dobry - szepnęłam do siebie
- Co?
- Nie nic. Wiesz, muszę już wracać do domu. Dobranoc Luke.
- Cześć.
    Do domu wróciłam szybko. Byłam zaskoczona? Zdezorientowana? Ciekawiło mnie dlaczego Danielle nie powiedziała niczego Luke'owi. Postanowiłam jednak nie zajmować się nie swoimi sprawami.
    Gdy weszłam do mojego pokoju zabiło mi mocniej serce. Byłam już dzisiaj w tym pomieszczeniu, ale nie zdążyłam mu się przyjrzeć. Wcześniej kierował mną impuls. Musiałam się zobaczyć z Kristianem. Teraz byłam spokojna. Dokładnie zilustrowałam każdą ścianę. Wszystko zostało na swoim miejscu. Po przeprowadzce , rodzice zostawili wszystkie meble na swoim miejscu, żeby nic nie przypominało małej, beztroskiej Julii, o tym, jak oni twierdzili okrutnym miasteczku.
    Kto by pomyślał, że rodzic może tyle zrobić dla swojego dziecka. Nigdy nie rozumiałam takich ludzi. Nadal nie rozumiem. Kiedy rodzi się dziecko, rośnie, dorasta.. Każde z nich kocha je bardziej od swojego ukochanego. I zrobili by wszystko ,żeby ocalić swoje dziecko. Nie widziałam w tym sensu.
    Kiedyś każdy mówił mi, że jak będę dorosła, będę miała wspaniałą rodzinę. Wielu ludzi, już gdy miałam nieszczęsne dziesięć lat, układali sobie w głowie scenariusze jak widzą mnie z idealnym mężem i gromadką dzieci. Czasy się zmieniły. Nie marzę o idealnym ślubie, ani o wrzeszczących dzieciakach. To nie tak ,że ich nie lubię. Kocham je, ale nigdy mi się nie marzyło takie życie. Moim marzeniem od kiedy pamiętam, było podbijanie świata. Robienie wielkiej kariery. To chciałam robić w życiu. Nie wyjść za mąż po dwudziestce. A urodzenie dziecka, zawsze kojarzyło mi się z końcem wszystkiego. Beztroskiej młodości i wolności. Tak jak to zawsze wyglądało w filmach romantycznych. Trudno to pojąć, ale dla mnie rodzina i dzieci równały się z końcem kariery. Nikt nie mógł mi wybić tej myśli z głowy, byłam po prostu za uparta.
      Rozumiałam jednak, ile poświęcili dla mnie rodzice. Nic mi nie miało przypominać o tym miejscu. Nikt i nic. Miałam zapomnieć i nie wspominać ani tamtego dnia, ani wszystkich innych związanych z tym miejscem wydarzeń. A tu nagle znalazłam się w starym pokoju. Wspominając. Cicho westchnęłam i spojrzałam przez okno. Ciągle było doskonale widać ten las. Tamto miejsce. 
    Serce zabiło mi mocniej , a oddech stał się nie równy. Odwróciłam wzork od okna. Szybkim ruchem zaciągnęłam na okno ciemne zasłony i cały obraz znikł.
To było nieuniknione. Wiedziałam ,że jutro tam pójdziemy. I wszystko znowu wróci. A mój sen, nie będzie tylko snem. Stanie się od nowa wspomnieniem.

_~_
Ciekawi co dalej ? 
 Do następnego , całuski - K 

niedziela, 28 lipca 2013

R III - Powrót

- Dani?
- Tak?
- Myślisz, że zakochamy się kiedyś?
- Hahah, ty na pewno, ja wątpię.
- Ale wielu chłopców się tobą interesuje. Właśnie tobą. Mną nikt, oprócz kujona Ben'a.
- I Ben dobry.- zaśmiała się
- Śmieszne. Żebym jeszcze miała w kim się zakochać...
- Powiedziała dziewczyna, która kręci z moim bratem.
- Co? - zamilkłam- Myślisz ,że czuję coś to TWOJEGO brata?
- Aham. Wiele razy widziałam jak cię odprowadza do domu i "przypadkiem" co środę wymyka się do kumpli.
      Poczułam jak robię się czerwona. Może i było w tym odrobinę prawdy. Ale tylko odrobinę. Uważałam Jonnie'go jako kolesia z plakietką my best friend boy, a nie best boyfriend. A widać było po mojej przyjaciółce ,że śmieszą ją moje stosunki do jej starszego brata i w głębi duszy, życzyłaby nam szczęścia. Jednak w tamtym momencie mój upór nie dawał za wygraną. Nie mogłam nic czuć do Jonniego. Obiecałam sobie nic do niego nie czuć. Był tylko my best friend boy. Tylko.
     Wiedziałam ,że Danielle podobał się przyjaciel Kristiana. Ona, jako jego kuzynka i sąsiadka z naprzeciwka, spędzała w jego domu dużo czasu. A tam często bywał też Cory. Oprócz tego ,że uważałam to za obrzydliwe, to w pewnym sensie, było to nawet urocze.
- Dani... - nie dokończyłam bo usłyszałyśmy coś z lasu, który znajdował się zaledwie kilka metrów od mojego domu.

Krzyk. Pełen bólu i cierpienia krzyk.

     Biegiem ruszyłyśmy sprawdzić co się stało. Wszystko co działo się potem pamiętam jak przez mgłę.
     
       Dotarłyśmy do miejsca zgrozy. Miejsca, które znienawidziliśmy do końca życia. Tam skończyło się nasze dzieciństwo.

~~

    Podniosłam się z łóżka natychmiastowo. Oddychałam szybko i cięzko. Ręką wytarłam pot z mojego czoła. Drugą rękę przyłożyłam odruchowo do serca. Obróciłam głowę w stronę zegara elektrycznego.
 2.58
     Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i długo wypuszczałam powietrze. Bolała mnie głowa. No tak, mój przyjaciel dawał o sobie znać...

     Próbowałam jeszcze zasnąć, ale nie mogłam. Założyłam słuchawki , a w nich rozbrzmiała piosenka Placebo - Running up that hill. Wstałam i zapaliłam lampę. Podeszłam do szafki i ściągnęłam z niej niewielkie drewniane pudełko.
       Znowu wspomnienia wróciły. Niepokonani, czwórka najlepszych przyjaciół. Julia, Danielle, Jonnie i Kristian. Jeszcze wtedy byli tacy beztroscy.. Najpiękniejszy rok w ich życiu, 2007 rok. Jeszcze przed całym zamieszaniem.
     Znalazłam zdjęcia z 2010 roku. Ostatni rok życia mojej mamy. Dotknęłam delikatnie palcem jej postać. Była piękna. Zawsze uważałam ją za wzór. Była nim. Każda komórka mojego ciała chciała być taka jak ona. Miała mnie jeszcze tyle nauczyć...

    Skroń zaczęła mi pulsować. Ból w głowie narastał. Zaczęłam krzyczeć. Pamiętam jak do pokoju wszedł mój tato. A potem nie było już nic.

~~

- Pani doktor, jak ona się czuje ?
- Pańska córka najprawdopodobniej bardzo się zdenerwowała, co spowodowało bóle głowy, ale teraz nic jej nie jest. Może pan już do niej zajrzeć.
- Dziękuję -na korytarzu rozniósł się pełen wdzięczności głos ojca. Chwilę potem był już koło mnie i ściskał moją rękę.
- Tato..
- Cii, odpoczywaj.
- Nie tato. Ja muszę tam wrócić.
- Gdzie chcesz kochanie wrócić?
- Wiesz gdzie. Muszę tam wrócić, natychmiast.
- Kochanie, co ty..
- Widziałam kilka dni temu Danielle Brokwood.
- Oh..
- Chcę się zobaczyć z Kristianem. Chcę zobaczyć nasz dom, muszę wrócić do tego miejsca.
- Dosyć tego, Julia - warknął Robert.
- Nie.. jeżeli nie chcesz jechać ze mną - powoli przełknęłam ślinę - Pojadę tam sama.
    Zrzedła mu mina. Nie miał wyjścia. Ze mną nie wygra.
- Zgoda. Jutro o 4 pm wyruszamy.
- Dziękuję - powiedziałam. Tata tylko podniósł moją rękę do swojego policzka. Przytulił ją do siebie, po czym pocałował. Zapanowała cisza. Przyjemna cisza.
     Następnego dnia, już spakowana czekałam przy aucie. Lekarze kazali mi odpoczywać. Jasne.
Ojcu też nie było łatwo. Starał się jak tylko mógł. Szczególnie teraz, gdy dowiedział się ,że mogę podzielić los mojej mamy. Codziennie dbał oto ,żebym przestrzegała nakazań lekarzy. Zero kawy, koniec z bieganiem i ten jego ton głosu. Robił wszystko ,żebym się tylko nie denerwowała. Nawet zaczął pracować w domu. Jednak chodził spięty. Ta cała opieka nade mną ograniczała mu wolność. Nie był już taki wyluzowany.  Przestał być już wtedy, gdy bóle mojej głowy się nasilały.
     Często zastanawiałam się jak mu to wynagrodzić. Tym razem nie pomogłaby zwykła bombonierka. Nie zabrałabym go nad wodę. Pomogłyby mu nasze wspólne wyścigi, ale to równa się z ruchem. A przemęczać się nie mogłam. Więc to odpada. Gdyby tylko tu była mama..
      Światełko w mojej głowie się zaświeciło. Zaczęłam łączyć koniec z końcem i wszystko się rozjaśniło. W tym domu potrzebny był ktoś, kto wprowadzi do niego harmonię, której potrzebowałam zarówno ja, jaki i mój ojciec. W tym domu była potrzebna jeszcze jedna kobieta.
    Co prawda od śmierci mamy minęły dopiero trzy lata.. Aż trzy lata.  Ojciec potrzebował kogoś, z kim mógłby spokojnie zasnąć. Był już na to czas. Nikt nie zastąpi mi matki, ale nawet ja też potrzebowałam tej kobiecej ręki w domu. Ważne było ,żeby tato był szczęśliwy. Mama też by tego chciała.
    Przez całą drogę, pomiędzy krótkimi pogawędkami z Robertem, zastanawiałam się jak by tu zapoznać ojca z jakąś przyzwoitą dla niego kobietą. Niestety. Skończyło się na tym ,że zaczęłam wyobrażać sobie jakieś idealne historyjki jak w przyszłości wyglądam, co robię i jak poznaję tego jedynego. Boże.. nie jestem na to już za duża?
       Dojechanie do Black Falls nie trwało aż tak długo jak myślałam. Niesamowite ,że te cztery godziny tak szybko minęły. Doskonale pamiętałam tą drogę. Most, pod nim rzeka, potem rozstanie dróg, skręt w prawo i prosto aż do kolejnego rozdroża. Gdy przejechaliśmy obok domu Kristiana zamknęłam oczy. Samochód się zatrzymał. Dojechaliśmy.
    Prawie nic się nie zmieniło. Choinki były wciąż te same. Zaniedbana trawa rosła wysoko, co mnie nie dziwiło. Była połowa lata. Przy starej huśtawce była zjeżdżalnia, bliżej połamany stolik i kilka krzeseł w tym samym stanie, co plastikowy stół.
- Witaj z powrotem - mruknął ojciec.
     Zwinnym ruchem otworzył mahoniowe drzwi i weszliśmy do środka. Mogłam przysiąc ,że poczułam w wejściu zapach ciasta, które zawsze piekła mama.
- Czujesz to?
- Pleśń? -zaśmiał się Bob.
     Nie odpowiedziałam. Zamiast tego odstawiłam walizkę do swojego dawnego pokoju, przebrałam się i poinformowałam ojca ,że wychodzę.
    Może nie było to zbyt stosowne, żebym o ósmej wieczorem ich odwiedzała, ale nie mogłam czekać do jutra. Szybko doszłam do dużego, żółtego domu. Miał dopiero dziesięć lat, a wyglądał jakby był dopiero co wybudowany, kiedy mieliśmy po 8 lat..
       Zapukałam kilka razy do ich drzwi tak, jak miałam to w zwyczaju.
- Dzień dobry ciociu..
- Wielkie nieba Julia! - powiedziała kobieta ściskając mnie - Cóż za niespodzianka. Joseph chodź tu natychmiast! - krzyknęła do męża. Nie przyszedł - Wujek jak zwykle leniwy - wytłumaczyła męża - Wejdź proszę.
- Co chciałaś? Oh, Julia!
- Cześć wujku.- powiedziałam i przytuliłam faceta niewiele starszego od mojego taty.
- Właśnie mówiłam ,że to wielka niespodzianka...
- Ja tam nie dziwię się ,że przyszła.
- Co za dzień..- zaśmiała się Caroline, by rozluźnić trochę sytuację - Napijesz się czegoś?
- Nie, właściwie, chciałabym się zobaczyć..
      Nie wierzyłam. Weszłam do salonu, a tam spotkało mnie coś, czego w życiu bym się nie spodziewała.
- Oh Krystian.. - powiedziałam, kiedy mocno ściskałam przyjaciela. Zdziwiło mnie jednak to, że nie byłam jedyną, która wpadła na pomysł odkopania starych brudów - Witaj Danielle, Luke.
 Mogłam się jednak tego spodziewać.


_~_

;) - K