Łączna liczba wyświetleń

sobota, 7 września 2013

R. VI - Niezręczne sytuacje

     Zamknęłam powoli laptopa, próbując nie wybuchnąć. Czy oni musieli być wszędzie i wszystko widzieć? Jak tak można.. Każdy człowiek powinien mieć swoją przestrzeń prywatną. Niektórzy tego nie rozumieją...
      Złapałam się za głowę , próbując się uspokoić. Nerwy w żaden sposób mi nie pomagały. Nie mogłam się denerwować... Jednak jak miałam się nie wkurzać, kiedy w internecie aż huczało od plotek na temat mnie?

  " Słynna para , Luke Hemmings i Danielle Brokwood wyjechali odpocząć do małego miasteczka Black Falls. Widziano ich z tajemniczą znajomą "

" Znamy tożsamość przyjaciółki Danielle i Luke'a. To Julia Walker "

" Luke Hemmings widziany z Julią Walker, przechadzających się po rynku Black Falls. Gdzie była Danielle? "

" Czy Luke'a i Julię łączy tylko przyjaźń? Co na to dziewczyna słynnego piosenkarza z 5Sos? "

     Nie miałam siły czytać innych. Każdy wiedział kim jestem. Wszędzie były moje zdjęcia. Podejrzewali mnie o romans z Luke'iem... Co prawda spotkałam go, gdy byłam na mieście. Ponownie próbował czegoś się ode mnie dowiedzieć, ale ja nie miałam zamiaru niczego mu wyjawiać. Zresztą, skoro naprawdę chciał się dowiedzieć o co chodzi, czemu po prostu nie popytał sąsiadów? Oni wiedzieli wszystko. Wszyscy wiedzieli co się wtedy stało. Dlaczego po prostu nie ułatwił sobie roboty. Do czego potrzebna byłam mu ja? Do tego wszystkiego bardzo dobijały mnie te wszystkie komentarze na mój temat. Od powrotu do domu naprawdę zmieniłam swój stosunek do Luke'a. Nie chciałam już go poznawać. Ani mi się śniło być jego przyjaciółką. Nie chciałam nawet być koleżanką. Dawnej mnie intrygował, ale najwyraźniej był to przejaw fascynacji, gdyż tylko on nie robił ze mnie kaleki. Wszystko się zmieniło po powrocie z Black Falls. Zależało mu tylko na wyciągnięciu ze mnie informacji. Typowe zachowanie, dla typowego, bogatego dzieciaka...
- Nock Nock! - do pokoju wszedł uśmiechnięty tata, tym samym przerywając mój wewnętrzny monolog. Wystarczyło ,że na mnie spojrzał i uśmiech zszedł mu z twarzy. Teraz wyglądał na zmartwionego. - Kochanie wszystko w porządku?
- Tak tato. Po prostu..
- Wiem. Adrenalina jeszcze nie opadła po powrocie. Ale nie martw się. Wszystko już wkrótce wróci do normy.
- Marne pocieszenie - mruknęłam. Martin jedynie się zaśmiał, po czym pocałował mnie w czoło i usiadł obok.
- Pomyślałem sobie, że może chciałabyś pójść gdzieś ze mną? Dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu.. Chętnie poszedłbym do kina, a potem na jakąś pizzę. Ja stawiam.
- Pewnie. - odparłam -Dzisiaj kończę pracę o 3 PM to mógłbyś po mnie przyjechać pod studio.
- To mamy randkę -zażartował sobie Martin, a potem jak gdyby nigdy nic wyszedł z mojego pokoju. Rany.. Miał rację. Już dawno nie spędzałam z nim typowo córko-ojcowskiego czasu. Bardzo się cieszyłam z tego ,że zaproponował mi wyjście. Oprócz pracy, cmentarza i domu nie bywałam nigdzie. Myślę ,że to może dobrze na mnie wpłynąć... Jestem ciekawa tylko, czy uda nam się jakoś wymknąć tak ,żeby wścibskie oczy nas nie zobaczyły.. Mam na myśli to ,że od kiedy wróciliśmy do domu w całej okolicy kręcili się dziennikarze i fotoreporterzy , którzy tylko czekali aż wyjdę z domu, by zadać mi kompromitujące pytania i zrobić jak najwięcej zdjęć.
     Normalnie to bym przesiedziała przez ten czas w domu, ale był wtorek. Czekał mnie kolejny dzień pracy. Dzisiaj Ed miał mi podać nowy grafik, więc będę pracować więcej razy w tygodniu. Nie powiem, że było mi to w tym momencie na rękę ,jednak kto by się nie cieszył z awansu?
   Bałam się wyjść z domu. Po części mój lęk obejmował te wszystkie pytania i zdjęcia. Z drugiej strony lękałam się własnej głowy. Przecież mój przyjaciel mógł w każdej chwili wybuchnąć i to był by dla mnie koniec. A nie chciałabym ,żeby to się stało na oczach kilkudziesięciu dziennikarzy. Nie współczuli by ani mi, ani ojcu. Mieliby po prostu kolejny news do gazety..
     Równo o 9 postanowiłam wyjść z domu. Byłam silna i nie miałam zamiaru dać się skompromitować. Nacisnęłam powoli na klamkę i niepewnie wyszłam z mieszkania. Na początku oślepiło mnie światło z lamp, ale po schyleniu głowy miałam lepszy zasięg wzrokowy. Ominęłam spora grupkę reporterów i ruszyłam ulicą w stronę miasta.
   Już zaczynałam myśleć ,że będę miała farta, kiedy usłyszałam masywne odgłosy kroków. Gonili mnie. Zaczęłam biec szybciej, a oni nadal biegli za mną. Cholera nie mogłam biec! W końcu ustali. Z czystej ciekawości odwróciłam się i zobaczyłam, jak ktoś w czarnym Citroenie taranuje sobie przejazd. W końcu dojechał do mnie i się zatrzymał. Przyciemniana szyba osunęła się w dół , a ja ujrzałam uśmiechniętego Ashton'a za kierownicą.
- Zamawiał ktoś podwózkę? -spytał. Trudno było określić mój nastrój w tamtej chwili. Szok zmieszany z zakłopotaniem i szczęściem.
- Skarbie, jeśli teraz nie wejdziesz, to nie wejdziesz już w ogóle. -mruknął cały czas patrząc się w tylne lusterka. Nerwowo przyciskał pedał gazu ,powodując silny warkot silnika. No przecież! Dziennikarze.. Wzięłam głęboki oddech i szybko wsiadłam na miejsce pasażera. Ashton nacisnął pedał gazu i po kilku sekundach znajdowaliśmy się daleko od natrętów.
- Dziękuję - mruknęłam.
- Nie ma sprawy bella - odpowiedział. - To.. gdzie jedziemy?
- Do studia.
- O której zaczynasz pracę?
- 10.30
- Kochanie, jest dopiero kilka minut po dziewiątej. Studio jest jeszcze zamknięte.
- Zwykle jestem na miejscu o dziesiątej i idę jeszcze na kawę, ale..
- Skoro nie masz co robić przez godzinę, to pozwól ,że zabiorę cię na śniadanie w pewne mejsce zgoda?
- To ty tu prowadzisz, więc jak chcesz - zaśmiałam się. Potarłam spocone ręce o moje czarne spodnie i westchnęłam.
- Ale aferę zrobili co? - zagadał Ashton.
- Tak... Czytałam tylko parę tych plotek i się załamałam. Przecież większość to nie prawda.
- Taki jest show biznes mała.
- Właściwie.. skąd wiedziałeś, że właśnie wtedy będę potrzebowała pomocy?
- Nie wiedziałem. Michael powiedział mi ,że pod twoim domem kręci się więcej reporterów, niż pod moim. Chciałem to sprawdzić - mruknął - Przypadkiem było ,że się na ciebie natknąłem.
- Zazdrosny? -zażartowałam.
- O nich? Przecież to moi przyjaciele! A ty mi ich zabierasz! - oburzył się teatralnie, po czym oboje  zaczęliśmy się śmiać.
     Jechaliśmy jeszcze kilka minut, a potem samochód się zatrzymał.
- Dlaczego się zatrzymałeś? - spytałam. Na pewno nie byliśmy blisko żadnej knajpki ze śniadaniami..
- To jest nasze wspólne mieszkanie. Poczekasz tu na mnie dobrze? Zapomniałem, że obiecałem Michaelowi odebrać go ze sklepu. W domu powinien być Calum. Nie obrazisz się jeśli cię na chwilę zostawię? - pokręciłam przecząco głową. Chłopak posłał mi przyjazny uśmiech. Otworzyłam już drzwi od auta, gdy postanowiłam coś jeszcze powiedzieć.
- Ashton? - mruknęłam, a on spojrzał na mnie. -Dziękuję.
- Drobiazg. - odpowiedział i mnie uścisnął. Przytulenie Ashton'a było czymś przyjemnym. Dało mi dużo otuchy. Miło było mieć chociaż jednego przyjaciela w tym gównie, w którym teraz tkwiłam.
- Czy Luke.. no wiesz.. Danielle... też się tym jakoś przejęli? - spytałam, gdy już wyszłam z jego objęć.
- Hemmo jest wściekły, a Dani stara się zachowywać spokój. - aha. Zapanowała cisza. W końcu ponownie otworzyłam drzwi i tym razem wysiadłam z samochodu. - Nie krępuj się. Wejdź sobie do środka. Ja niedługo wrócę. - oświadczył. Odjeżdżając pomachał mi , na co zaśmiałam się. Był taki kochany. Nagle jednak uderzyła mnie fala gorąca. Mam poczekać w ich domu... Nie miałam odwagi powiedzieć nie. Byłoby to niegrzeczne z mojej strony, ale nie miałam najmniejszej ochoty tu wchodzić. Do miejsca, gdzie prawdopodobnie był też Luke i być może Danielle. Jak ja się miałam zachować?
     Weszłam do domu powoli. Szłam przez korytarz oglądając każdy obraz na ścianie. Każdy był taki piękny. Jakby był malowany przez kogoś z wielką pasją. Zazdrościłam takim ludziom. Ja nigdy nie umiałam dokończyć czegoś, co zaczęłam..  Kiedy w  końcu dotarłam do jadalni, zastałam tam siedzącego sobie spokojnie Caluma. Bez koszulki. Wstał, gdy tylko mnie zauważył. Ja zaś zauważyłam coś innego... Chłopak bez skrępowania podszedł do mnie i się przytulił. Czułam jak krew napływa do mojej twarzy.. Musiałam mu to jakoś wyznać.
- Cal?
- Tak?
- Jesteś nagi - mruknęłam na co chłopak odskoczył ode mnie jak szalony . Spojrzał na mnie jak na wariatkę, zaśmiał się, jakby mi nie wierzył, a potem zrobił się cały czerwony i uciekł z jadalni. To było nieco dziwne.. Zaczęłam się zastanawiać co ze sobą zrobić. Potarłam desperacko ramię. Wtedy weszła Danielle.
- O hej Julia, co ty tutaj robisz?
    Przysięgam ,że już miałam wyraźną odpowiedź w głowię , nie składającą się tylko z "eee" i "uum" , lecz nie było mi dane jeszcze jej udzielić.
- Właśnie, co ty tu robisz? - usłyszałam głos pełen obojętności zza pleców, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Brawo Julia, znowu jesteś na przegranej pozycji...

--------

Rozdział nudnawy, zauważyliście chyba ,że akcja przeniosła się już z BF , z powrotem do Sydney, ale nie zapominajcie o Black Falls, bo jeszcze się pojawi ;*  xoxo - K

czwartek, 15 sierpnia 2013

R. V - Prawda

    Zamknęłam oczy , mimo tego wiedziałam ,że już nie zasnę ponownie. Nie wiem co mną kierowało. Strach? Możliwe.. Jeszcze wczoraj chciałam zmierzyć się z tym koszmarem, a dzisiaj  boję się jak jakieś małe dziecko.
     Westchnęłam. Nerwowo bawiąc się kawałkiem bransoletki, będącej a moim nadgarstku, myślałam o dzisiejszym dniu. Byłam pewna ,że nawale. Jako jedyna wybuchnę płaczem i panicznie zacznę krzyczeć, aby oddali mi moje dzieciństwo. Tylko ja tak zrobię. Danielle i Kristian będą się bali. Mimo tego ,że to oni przeżyli większe piekło niż ja.
    Otworzyłam oczy w chwili gdy wspomnienia tamtego dnia zaczęły wracać. Nie chciałam tego pamiętać.
    Nie wiem o której się obudziłam i ile zajęło mi wstawanie i przygotowanie do wyjścia, jednak już o 12 zadzwonił dzwonek do drzwi. Nerwowo podrapałam się w skroń. Złapałam telefon i włożyłam go do kieszeni. Idąc w stronę wyjścia związałam moje włosy w kucyka. Będąc pewna ,że po drugiej stronie drzwi stoi Kristian albo Dan spokojnie otworzyłam drzwi, ale spokój opuścił mnie w tym momencie, gdy zobaczyłam kto jednak stoi przed wejściem.
-Cześć-mruknęłam.
- Słuchaj Danielle prosiła mnie ,żebym po ciebie wpadł, bo ona chciała coś jeszcze obgadać z Kristianem.
- Okej, gdzie mamy czekać?
- Tutaj.
     Między nami panowała nieciekawa cisza, którą po krótkim czasie przerwałam.
- Może chcesz gdzieś usiąść? - wskazałam na starą huśtawkę , koło domu. Chłopak tylko kiwnął głową i ruszyliśmy w jej stronę.
- Słuchaj..
-Luke, nie musisz nic mówić . Wiem, że mnie nie lubisz. Jeśli nie chcesz, to nie rozmawiaj ze mną na siłę.
- Co ukrywa przede mną Danielle?
-Słucham?
- Wiem, że wasza trójka coś ukrywa. Coś się stało te 5 lat temu i żadne z was nie chce ,żebym się tego dowiedział, prawda Julia?
- Dani wcale cię tu nie przysłała... - mruknęłam. Innego powodu nie było. 
- Co?
- Kazała ci iść pewnie gdzieś na miasto, albo zostać w domu, mam rację? -jasne,że miałam..
- To nie jest w tej chwili istotne...
- Wiedziałam. Słuchaj Luke, jeśli jedynym powodem, dla którego tu przyszedłeś jest by się czegoś ode mnie dowiedzieć, na temat tego, co się zdarzyło 5 lat temu, to się pomyliłeś. Byłeś w błędzie, skoro myślałeś ,że ci coś powiem. Jeżeli Daniell ci ufa, to wkrótce się o wszystkim dowiesz. Daj jej czas, a jak nie to po prostu odpuść.
- Dlaczego to jest taka tajemnica?
- Myślę ,że powinieneś już iść.
- Julia..
- Idź..
    Odpowiedzi nie usłyszałam. Nie było kolejnego nalegania. Wiedziałam tylko ,że wstał i odszedł. Tak jak chciałam. Zamknęłam oczy i poczułam łzy cisnące mi się do nich. Zaraz potem przedostały się przez powieki i spokojnie spływały po moim policzku.  Za często płaczę.. Wiedziałam ,że to jest ta chwila. Poczułam przypływ adrenaliny i odwagi. Byłam gotowa zmierzyć się z przeszłością.
    O 12.40 dostałam sms-a od Kristiana ,że będą u mnie o trzynastej. Ja już nie mogłam czekać. Szybko odpisałam mu " spotkamy się na miejscu " i wyłączyłam komórkę. Ostatni raz wypuściłam mocno powietrze z płuc i wstałam.
     Spod mojego domu, do lasu miałam niecałe 2 minuty drogi. Doskonale pamiętam pytanie zadane kiedyś przez panią Brokwood, podczas jednego z grilli, organizowanych przez moich rodziców. " Nie boicie się mieszkać tak blisko lasu? " Wtedy wydawało się to absurdalne. Co złego może się stać ludziom, mieszkającym nieopodal lasu? Śmialiśmy się, żartując o atakach wielkiego wilka, albo starej czarownicy. Teraz, ciarki mnie przechodzą, jak tylko tak o tym pomyślę.
    Na miejsce dotarłam szybko. Nim się obejrzałam stałam przez wielkim wejściem do tego lasu. Nie obejrzałam się za siebie, tylko po prostu postawiłam pierwszy krok do przodu. Zdawało mi się ,że mam zatkane uszy. Cała natura, śpiew ptaków, zmieszało się z szumem. Słyszałam tylko pusty szum. Zrobiło się duszno. Im bliżej byłam celu, tym atmosfera się pogarszała. Mogłam przysiąc ,że słychać było stłumione wołanie mojego imienia, ale nie zwracałam na nie uwagi . Powtarzałam sobie ,że to tylko wytwór mojej wyobraźni.
    W końcu dotarłam. I głuchość w moich uszach ustała. Znowu słyszałam śpiew ptaków i odgłosy małych mieszkańców lasu. A potem poczułam jak ktoś mnie łapie. Spokojnie stojąc, odwróciłam głowę do tyłu, tym samym napotykając się na jej spojrzenie. Wypuściłam cicho powietrze.
- Jak się czujesz ? - zapytała szeptem, prawie niesłyszalnym.
-Ja..
- Nie byłam tu od 5 lat.
- Tak.. rodzice zabronili nam tu przychodzić.
      Wiedziałam ,że bardzo to przeżywała. Nie byłam pewna co dokładnie zrobić, więc delikatnie złapałam ją za rękę. Danielle tylko posłała mi wdzięczne spojrzenie. Nie wiem ile stałyśmy tak, gapiąc się w to miejsce. Nagle nerwowo zaczęłam obracać głową.
- Dani.. Gdzie jest Kristian? -dziewczyna także zaczęła się rozglądać.
- Myślałam ,że szedł za mną.. Wołaliśmy cię.
- Uciekł.
- W końcu to on..
- Cii.. Pamiętasz jak opowiadał, jak się tu wtedy znalazł?
- Nie, nie opowiadał.
- Właśnie! Powiedział ,że nie pamięta.
- A co jeśli..
- Pamięta. - wyszeptała dziewczyna i biegiem ruszyłyśmy drogą powrotną.
   Szybko otworzyłyśmy drzwi frontowe, wtargnęłyśmy do domu chłopaka. Siedział w fotelu, w salonie.
- Krystian..- zaczęłam. Chłopak obrócił głowę w naszą stronę.
- Powiedz nam wszystko. Tym razem prawdę- dokończyła stanowczo Dani.


_~_

Hej ;)
Co o tym sądzicie? Jaką tajemnicę ukrywa ta trójka?
Kisses, -K

czwartek, 8 sierpnia 2013

R. IV - Konfrontacja

   Co do Danielle, to mogłam się spodziewać tego ,że przyjedzie. Po naszym wcześniejszym spotkaniu też sobie przypomniała o tym miejscu. Jednak nigdy w życiu bym pomyślała, że przyjedzie z Luke'iem. Muszę przyznać ,że zaskoczyła mnie. Zawsze to robiła.

- Myślisz ,że jesteś taka fajna?
    Zabolało. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie popularna i nie wyróżniałam się jako dusza towarzystwa. Zawsze jednak nie uważałam ,że fajność jakoś się liczy.
     Danielle znowu mi dokuczała. Robiła to od czasu, kiedy tego pamiętnego dnia Karla mnie zaatakowała, a ciocia Caroline wygarnęła babci Dan i Jonnie'go.
Moja mama powtarzała mi ,że dziewczynka jest zazdrosna, a ja, jako bardzo ciekawa ośmiolatka codziennie przed snem zastanawiałam się o co Dani jest zazdrosna. O ciocię Caroline? O to ,że zwróciłam na siebie uwagę? Nie weszłam w końcu na ten słup specjalnie.
   Zamknęłam zmęczone powieki. Tego dnia, jak na złość źle spałam.
- Odczep się pusta blondyno! - odkrzyknęłam jej, a mi aż się zrobiło ciepło z dumy. Ja, Julia Walker tak wymownie jej odpyskowałam. Blondynka tylko wystawiła mi język i uciekła do domu jej babci. Ja odwróciłam się i podeszłam bliżej garażu,w którym siedział Kristian i jego ojciec.
- Co tam młoda?
- Nic, Danielle znowu mi dokucza.
- Mam nadzieje ,że nie bierzesz tego do siebie? - zapytał ponownie Joseph
- Coś ty wujek - zaśmiałam się i podeszłam do stolika z narzędziami. Podniosłam średni klucz i zaczęłam mu się przyglądać. - Wujeeek? - przeciągnęłam, a gdy nie usłyszałam odpowiedzi ponownie się odezwałam - Dlaczego nie poprosisz mojego taty ,żeby ci naprawił to auto? Przecież jest mechanikiem.
- Ponieważ.. Jak się jest facetem, to trzeba robić męskie rzeczy ,żeby zaimponować swojej kobiecie.
- Twoja kobieta to ciocia Caroline ?
- Tak.
- A kim jest kobieta Kristiana ?
- Nie mam żadnej głupiej kobiety i nie będę miał. Nigdy! - krzyknął zdenerwowany chłopiec.
- Nie pytałam ciebie Kristian. - opowiedziałam, a chłopczyk zrobił się jeszcze bardziej czerwony, ale zamilkł. Wygrałam.

    Kilka godzin później wracając do domu znalazłam kosmyk włosów lalki. Nieco dalej leżała silikonowa rączka, potem noga i im dalej szłam oraz im bliżej byłam domu, tym więcej było części lalki. Przy samej bramie leżała głowa Penny. Mojej ulubionej lalki. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam pójść do mamy i powiadomić ją o śmierci mojej laleczki. Jednak gdy byłam przed domem, na huśtawce obok niego siedziała mała dziewczynka. W ręku trzymała prawdopodobnie swoją lalkę.
- Czego tu chcesz Danielle? - zapytałam jednocześnie zła, ale też zmęczona. Dziewczynka wstała i podała mi lalkę z brązowymi włosami i zielonymi oczami.
- Przepraszam ,że zabiłam ci zabawkę. -zaśmiałam się.
- Mama ci kazała oddać twoją lalkę, za moją ?
- Nie sama tak postanowiłam.
- Jak tu weszłaś? Mamy bramę na zamek..
- Twoja mama mnie wpuściła. Jest miła.
- Wiem to - warknęłam. - Jak ona się nazywa?
- Tori.
- Tori będzie się dobrze u mnie żyło.
- Chcesz być moją koleżanką?
- Aha, czyli musiałaś najpierw mnie poobrażać, a potem poćwiartować moją laleczkę, żeby zrozumieć, że mnie lubisz ?
- Nooo -nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chciałam mieć koleżankę.
- Zgoda. Będę twoją koleżanką.
- To fajnie.


~

- Więc.. Co tam u was słychać dziewczyny? - zapytał wesoło Kristian. Jakby zupełnie zapomniał o tym co zdarzyło się kilka lat temu.
- Na pewno nie jest kłopotem ,że Luke tu jest? - zapytała Dani patrząc to na mnie, to na Kristiana.
- Pewnie ,że nie! - odpowiedział jej chłopak. Ja nic nie powiedziałam. Obojętne mi było czy tu jest czy nie. Nie przyjechałam tu po to, żeby zajmować się takimi sprawami.
- Julia, kiedy tu ostatnio byłaś? - zapytał. Jakby nie znał odpowiedzi. Irytował mnie tym swoim udawaniem ,że nic się nie stało.
- Emm.. miałeś zasłony w kubusia puchatka.
- Hahaha wow.
- Aham.. - potem już nic nie mówiłam. Starałam się tylko słuchać rozmowy Krystiana i Dani. Nie chciałam jeszcze wracać do rzeczywistości.
     O dziesiątej pożegnałam się z dawnymi przyjaciółmi i wyszłam. Do domu miałam niedaleko, więc nim się obejrzałam, byłam już w połowie drogi. Przeszłam obok domu znajomych mojej mamy, którzy nigdy się tu nie wprowadzili. Dom nie był nawet wykończony w środku. Właściciele postanowili nie dokańczać budowy. "Z niewiadomych przyczyn", jak twierdził mój ojciec. Jednak tak czy inaczej, każdy na ulicy wiedział dlaczego.
    Za to budynek był świetnym miejscem dla pijaków z sąsiedztwa. I dzisiaj ktoś siedział na progu. Próbowałam mu się przyjrzeć, ale nic z tego. Było za ciemno. Przeszłam więc obok niego, jakbym nigdy tego człowieka nie zauważyła.
- Dlaczego nagle ty i Danielle tu przyjechałyście? - krzyknął ktoś z tyłu. Odwróciłam się i wróciłam pod dom. Było ciemno, ale z niewielką trudnością odgadłam ,że mówił do mnie pan Luke Hemmings. Widziałam ciekawość w jego oczach. I wszystko stało się jasne. Nie powiedziała mu.
- Ponieważ.. Mieszkałyśmy tu. Ja kilka domów stąd, Kristian tam gdzie teraz, a Dani naprzeciwko. Spotkałyśmy się i chyba nam obu przypomniało się dzieciństwo - wyjaśniłam spokojnie, mimo tego ,że moje serce miało zaraz eksplodować.
- Aha..
- Czemu nie siedzisz z nimi?
- Daje Dani trochę czasu, żeby mogła się przywitać z przyjacielem.
- Oh, jakiś ty dobry - szepnęłam do siebie
- Co?
- Nie nic. Wiesz, muszę już wracać do domu. Dobranoc Luke.
- Cześć.
    Do domu wróciłam szybko. Byłam zaskoczona? Zdezorientowana? Ciekawiło mnie dlaczego Danielle nie powiedziała niczego Luke'owi. Postanowiłam jednak nie zajmować się nie swoimi sprawami.
    Gdy weszłam do mojego pokoju zabiło mi mocniej serce. Byłam już dzisiaj w tym pomieszczeniu, ale nie zdążyłam mu się przyjrzeć. Wcześniej kierował mną impuls. Musiałam się zobaczyć z Kristianem. Teraz byłam spokojna. Dokładnie zilustrowałam każdą ścianę. Wszystko zostało na swoim miejscu. Po przeprowadzce , rodzice zostawili wszystkie meble na swoim miejscu, żeby nic nie przypominało małej, beztroskiej Julii, o tym, jak oni twierdzili okrutnym miasteczku.
    Kto by pomyślał, że rodzic może tyle zrobić dla swojego dziecka. Nigdy nie rozumiałam takich ludzi. Nadal nie rozumiem. Kiedy rodzi się dziecko, rośnie, dorasta.. Każde z nich kocha je bardziej od swojego ukochanego. I zrobili by wszystko ,żeby ocalić swoje dziecko. Nie widziałam w tym sensu.
    Kiedyś każdy mówił mi, że jak będę dorosła, będę miała wspaniałą rodzinę. Wielu ludzi, już gdy miałam nieszczęsne dziesięć lat, układali sobie w głowie scenariusze jak widzą mnie z idealnym mężem i gromadką dzieci. Czasy się zmieniły. Nie marzę o idealnym ślubie, ani o wrzeszczących dzieciakach. To nie tak ,że ich nie lubię. Kocham je, ale nigdy mi się nie marzyło takie życie. Moim marzeniem od kiedy pamiętam, było podbijanie świata. Robienie wielkiej kariery. To chciałam robić w życiu. Nie wyjść za mąż po dwudziestce. A urodzenie dziecka, zawsze kojarzyło mi się z końcem wszystkiego. Beztroskiej młodości i wolności. Tak jak to zawsze wyglądało w filmach romantycznych. Trudno to pojąć, ale dla mnie rodzina i dzieci równały się z końcem kariery. Nikt nie mógł mi wybić tej myśli z głowy, byłam po prostu za uparta.
      Rozumiałam jednak, ile poświęcili dla mnie rodzice. Nic mi nie miało przypominać o tym miejscu. Nikt i nic. Miałam zapomnieć i nie wspominać ani tamtego dnia, ani wszystkich innych związanych z tym miejscem wydarzeń. A tu nagle znalazłam się w starym pokoju. Wspominając. Cicho westchnęłam i spojrzałam przez okno. Ciągle było doskonale widać ten las. Tamto miejsce. 
    Serce zabiło mi mocniej , a oddech stał się nie równy. Odwróciłam wzork od okna. Szybkim ruchem zaciągnęłam na okno ciemne zasłony i cały obraz znikł.
To było nieuniknione. Wiedziałam ,że jutro tam pójdziemy. I wszystko znowu wróci. A mój sen, nie będzie tylko snem. Stanie się od nowa wspomnieniem.

_~_
Ciekawi co dalej ? 
 Do następnego , całuski - K 

niedziela, 28 lipca 2013

R III - Powrót

- Dani?
- Tak?
- Myślisz, że zakochamy się kiedyś?
- Hahah, ty na pewno, ja wątpię.
- Ale wielu chłopców się tobą interesuje. Właśnie tobą. Mną nikt, oprócz kujona Ben'a.
- I Ben dobry.- zaśmiała się
- Śmieszne. Żebym jeszcze miała w kim się zakochać...
- Powiedziała dziewczyna, która kręci z moim bratem.
- Co? - zamilkłam- Myślisz ,że czuję coś to TWOJEGO brata?
- Aham. Wiele razy widziałam jak cię odprowadza do domu i "przypadkiem" co środę wymyka się do kumpli.
      Poczułam jak robię się czerwona. Może i było w tym odrobinę prawdy. Ale tylko odrobinę. Uważałam Jonnie'go jako kolesia z plakietką my best friend boy, a nie best boyfriend. A widać było po mojej przyjaciółce ,że śmieszą ją moje stosunki do jej starszego brata i w głębi duszy, życzyłaby nam szczęścia. Jednak w tamtym momencie mój upór nie dawał za wygraną. Nie mogłam nic czuć do Jonniego. Obiecałam sobie nic do niego nie czuć. Był tylko my best friend boy. Tylko.
     Wiedziałam ,że Danielle podobał się przyjaciel Kristiana. Ona, jako jego kuzynka i sąsiadka z naprzeciwka, spędzała w jego domu dużo czasu. A tam często bywał też Cory. Oprócz tego ,że uważałam to za obrzydliwe, to w pewnym sensie, było to nawet urocze.
- Dani... - nie dokończyłam bo usłyszałyśmy coś z lasu, który znajdował się zaledwie kilka metrów od mojego domu.

Krzyk. Pełen bólu i cierpienia krzyk.

     Biegiem ruszyłyśmy sprawdzić co się stało. Wszystko co działo się potem pamiętam jak przez mgłę.
     
       Dotarłyśmy do miejsca zgrozy. Miejsca, które znienawidziliśmy do końca życia. Tam skończyło się nasze dzieciństwo.

~~

    Podniosłam się z łóżka natychmiastowo. Oddychałam szybko i cięzko. Ręką wytarłam pot z mojego czoła. Drugą rękę przyłożyłam odruchowo do serca. Obróciłam głowę w stronę zegara elektrycznego.
 2.58
     Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i długo wypuszczałam powietrze. Bolała mnie głowa. No tak, mój przyjaciel dawał o sobie znać...

     Próbowałam jeszcze zasnąć, ale nie mogłam. Założyłam słuchawki , a w nich rozbrzmiała piosenka Placebo - Running up that hill. Wstałam i zapaliłam lampę. Podeszłam do szafki i ściągnęłam z niej niewielkie drewniane pudełko.
       Znowu wspomnienia wróciły. Niepokonani, czwórka najlepszych przyjaciół. Julia, Danielle, Jonnie i Kristian. Jeszcze wtedy byli tacy beztroscy.. Najpiękniejszy rok w ich życiu, 2007 rok. Jeszcze przed całym zamieszaniem.
     Znalazłam zdjęcia z 2010 roku. Ostatni rok życia mojej mamy. Dotknęłam delikatnie palcem jej postać. Była piękna. Zawsze uważałam ją za wzór. Była nim. Każda komórka mojego ciała chciała być taka jak ona. Miała mnie jeszcze tyle nauczyć...

    Skroń zaczęła mi pulsować. Ból w głowie narastał. Zaczęłam krzyczeć. Pamiętam jak do pokoju wszedł mój tato. A potem nie było już nic.

~~

- Pani doktor, jak ona się czuje ?
- Pańska córka najprawdopodobniej bardzo się zdenerwowała, co spowodowało bóle głowy, ale teraz nic jej nie jest. Może pan już do niej zajrzeć.
- Dziękuję -na korytarzu rozniósł się pełen wdzięczności głos ojca. Chwilę potem był już koło mnie i ściskał moją rękę.
- Tato..
- Cii, odpoczywaj.
- Nie tato. Ja muszę tam wrócić.
- Gdzie chcesz kochanie wrócić?
- Wiesz gdzie. Muszę tam wrócić, natychmiast.
- Kochanie, co ty..
- Widziałam kilka dni temu Danielle Brokwood.
- Oh..
- Chcę się zobaczyć z Kristianem. Chcę zobaczyć nasz dom, muszę wrócić do tego miejsca.
- Dosyć tego, Julia - warknął Robert.
- Nie.. jeżeli nie chcesz jechać ze mną - powoli przełknęłam ślinę - Pojadę tam sama.
    Zrzedła mu mina. Nie miał wyjścia. Ze mną nie wygra.
- Zgoda. Jutro o 4 pm wyruszamy.
- Dziękuję - powiedziałam. Tata tylko podniósł moją rękę do swojego policzka. Przytulił ją do siebie, po czym pocałował. Zapanowała cisza. Przyjemna cisza.
     Następnego dnia, już spakowana czekałam przy aucie. Lekarze kazali mi odpoczywać. Jasne.
Ojcu też nie było łatwo. Starał się jak tylko mógł. Szczególnie teraz, gdy dowiedział się ,że mogę podzielić los mojej mamy. Codziennie dbał oto ,żebym przestrzegała nakazań lekarzy. Zero kawy, koniec z bieganiem i ten jego ton głosu. Robił wszystko ,żebym się tylko nie denerwowała. Nawet zaczął pracować w domu. Jednak chodził spięty. Ta cała opieka nade mną ograniczała mu wolność. Nie był już taki wyluzowany.  Przestał być już wtedy, gdy bóle mojej głowy się nasilały.
     Często zastanawiałam się jak mu to wynagrodzić. Tym razem nie pomogłaby zwykła bombonierka. Nie zabrałabym go nad wodę. Pomogłyby mu nasze wspólne wyścigi, ale to równa się z ruchem. A przemęczać się nie mogłam. Więc to odpada. Gdyby tylko tu była mama..
      Światełko w mojej głowie się zaświeciło. Zaczęłam łączyć koniec z końcem i wszystko się rozjaśniło. W tym domu potrzebny był ktoś, kto wprowadzi do niego harmonię, której potrzebowałam zarówno ja, jaki i mój ojciec. W tym domu była potrzebna jeszcze jedna kobieta.
    Co prawda od śmierci mamy minęły dopiero trzy lata.. Aż trzy lata.  Ojciec potrzebował kogoś, z kim mógłby spokojnie zasnąć. Był już na to czas. Nikt nie zastąpi mi matki, ale nawet ja też potrzebowałam tej kobiecej ręki w domu. Ważne było ,żeby tato był szczęśliwy. Mama też by tego chciała.
    Przez całą drogę, pomiędzy krótkimi pogawędkami z Robertem, zastanawiałam się jak by tu zapoznać ojca z jakąś przyzwoitą dla niego kobietą. Niestety. Skończyło się na tym ,że zaczęłam wyobrażać sobie jakieś idealne historyjki jak w przyszłości wyglądam, co robię i jak poznaję tego jedynego. Boże.. nie jestem na to już za duża?
       Dojechanie do Black Falls nie trwało aż tak długo jak myślałam. Niesamowite ,że te cztery godziny tak szybko minęły. Doskonale pamiętałam tą drogę. Most, pod nim rzeka, potem rozstanie dróg, skręt w prawo i prosto aż do kolejnego rozdroża. Gdy przejechaliśmy obok domu Kristiana zamknęłam oczy. Samochód się zatrzymał. Dojechaliśmy.
    Prawie nic się nie zmieniło. Choinki były wciąż te same. Zaniedbana trawa rosła wysoko, co mnie nie dziwiło. Była połowa lata. Przy starej huśtawce była zjeżdżalnia, bliżej połamany stolik i kilka krzeseł w tym samym stanie, co plastikowy stół.
- Witaj z powrotem - mruknął ojciec.
     Zwinnym ruchem otworzył mahoniowe drzwi i weszliśmy do środka. Mogłam przysiąc ,że poczułam w wejściu zapach ciasta, które zawsze piekła mama.
- Czujesz to?
- Pleśń? -zaśmiał się Bob.
     Nie odpowiedziałam. Zamiast tego odstawiłam walizkę do swojego dawnego pokoju, przebrałam się i poinformowałam ojca ,że wychodzę.
    Może nie było to zbyt stosowne, żebym o ósmej wieczorem ich odwiedzała, ale nie mogłam czekać do jutra. Szybko doszłam do dużego, żółtego domu. Miał dopiero dziesięć lat, a wyglądał jakby był dopiero co wybudowany, kiedy mieliśmy po 8 lat..
       Zapukałam kilka razy do ich drzwi tak, jak miałam to w zwyczaju.
- Dzień dobry ciociu..
- Wielkie nieba Julia! - powiedziała kobieta ściskając mnie - Cóż za niespodzianka. Joseph chodź tu natychmiast! - krzyknęła do męża. Nie przyszedł - Wujek jak zwykle leniwy - wytłumaczyła męża - Wejdź proszę.
- Co chciałaś? Oh, Julia!
- Cześć wujku.- powiedziałam i przytuliłam faceta niewiele starszego od mojego taty.
- Właśnie mówiłam ,że to wielka niespodzianka...
- Ja tam nie dziwię się ,że przyszła.
- Co za dzień..- zaśmiała się Caroline, by rozluźnić trochę sytuację - Napijesz się czegoś?
- Nie, właściwie, chciałabym się zobaczyć..
      Nie wierzyłam. Weszłam do salonu, a tam spotkało mnie coś, czego w życiu bym się nie spodziewała.
- Oh Krystian.. - powiedziałam, kiedy mocno ściskałam przyjaciela. Zdziwiło mnie jednak to, że nie byłam jedyną, która wpadła na pomysł odkopania starych brudów - Witaj Danielle, Luke.
 Mogłam się jednak tego spodziewać.


_~_

;) - K


niedziela, 21 lipca 2013

R. II - Wspomnienia

    Patrzyłam się na dziewczynę z lekkim zakłopotaniem. W jednej chwili wszystko wróciło. Jakby to, co się stało nie było historią sprzed wielu lat. Wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że to wszystko stało się zaledwie kilka dni temu. Danielle stała osłupiała naprzeciwko mnie. Myślała o tym samym co ja.
- Julia, dawno cię nie widziałam - mruknęła, a na jej twarzy pojawił się bardzo dobrze mi znany fałszywy uśmiech.
- Trochę minęło, od naszego ostatniego spotkania.
- Julia..
- Słuchaj Dan, nie chcę rozpamiętywać dawnych czasów... - dziewczyna przez chwilę się nie odzywała. Spojrzałam w jej błękitne oczy. Wyglądała tak, jakby wędrowała jakąś tajemniczą drogą, daleko od miejsca, w którym teraz stałyśmy.
- Zmieniłaś się - powiedziałam, aby przerwać ciszę. - Jesteś ładniejsza.
- Tak? Ja sądze to samo co sądziłam 5 lat temu.
Znowu cisza.
- Więc... mieszkasz teraz w Sydney? - zapytałam, ale nie było mi dane usłyszeć odpowiedzi. Do moich uszu dobiegło wołanie imienia dziewczyny, a potem słynny Luke Hemmings podszedł do nas. Co się działo potem, przyprawiło mnie o mdłości...
    W sumie znałam całe 5Sos, dzięki temu, że dostałam się na staż w studio Ed'a Sheeran'a. Ale poza podstawowymi informacjami z internetu, nie miałam pojęcia jacy są naprawdę.
    Nie raz przytulałam się na powitanie z Ashton'em, Mikey'im czy Calum'em. Z Ash'em dogadywałam się najlepiej, a o Luke'u nie miałam żadnego zdania i nie rozmawiałam z nim praktycznie wcale.
    Zawsze miałam wrażenie, że ten typ jest dla wszystkich miły, a dla mnie zakłada maskę ignoranta i zbywa mnie za każdym razem, gdy się odezwę. Dlatego do Hemmingsa nawet się nie zbliżałam. Zaczynało się na "hej", a kończyło na tym, że albo mnie ignorował, albo mruknął niewyraźne cześć. Był tajemniczy. Intrygował mnie.

    Od kiedy moja mama umarła, ludzie traktowali mnie "taryfą ulgową". Nawet jeżeli nie wiedzieli o mojej historii, zawsze delikatnie się do mnie odnosili. Jakbym miała za moment, przez niewłaściwe słowo wybuchnąć.
Luke był inny. Jako chyba jedyny człowiek na Ziemi był wobec mnie oschły. To mnie do niego przyciągało, jednak moje zainteresowanie nim ograniczało się do czytania na facebooku, co robił i mówił. Śledzenia jego nielicznych wpisów na twitterze i obserwowania go ukradkiem, kiedy mieli próbę  lub nagrywali nowe kawałki. Bałam się do niego zbliżać, rozmawiać z nim bo to tak, jakbym odnosiła się do ściany. Takie były relacje moje i Luke'a.
   Ta szopka trwała jeszcze chwilę. Chłopak podszedł do Danielle, pocałował ją, pogadali chwilę, umówili się na trzecią na obiad, a potem odszedł. Ani razu na mnie nie spojrzał. Super.
   Za to Danielle grzecznie powiedziała ,że musi iść, jednak wyznała, że skontaktuje się ze mną, żeby "pogadać", przy kawie. Tak, bo obie aż skakałyśmy z niecierpliwości, żeby się spotkać.

     Wracając do domu, przypomniałam sobie moje dzieciństwo.
- Julia! - odwróciłam się do wołającej mnie mamy. - Uważaj na siebie kochanie - powiedziała łagodnie i posłała mi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
- Dobrze mamo.
    Szłam niezadbaną drogą, przechodząc obok kolorowych domów. Moim celem był duży, niedawno wybudowany, żółty dom, na końcu tej potwornej drogi. Niestety, zanim dotarłam do domu Kristiana, musiałam przejść koło posiadłości jego dziadków. Wszystko by było okej, gdyby nie to, że staruszkowie mieli wstrętną suczkę, która najchętniej by mnie rozszarpała.
To okropne bydle potrafiło przeskoczyć płot i mnie atakować. I dzisiaj akurat ich brama była otwarta.Czyli istnieje prawdopodobieństwo ,że na 99,9 % będę się dzisiaj mierzyć z Karlą. Lucky Me...
Starałam się iść szybko. Proszę, proszę ,żeby tylko jej nie było, pomyślałam. A jednak.
Biszkoptowy rottweiler wyłonił się zza domu. Zaczęłam biec. Moim oczom ukazał się wysoki słup, a na samym jego szczycie były podpięte kable wysokiego napięcia. To moja jedyna szansa. Zaczęłam wspinać się po słupie. Dzięki Bogu miał on otwory pomiędzy szczeblami. Łatwo, jak po drabinie wspięłam się do połowy słupa.
Karla skakała i próbowała mnie dosięgnąć. Mogłam przysiąc, że po jej głupim łbie chodziły już wizje, jak obrywa mnie ze skóry. Strasznie się bałam. Weszłabym wyżej, pokopałby mnie, może nawet śmiertelnie prąd, a jeden, mały ruch i Karla by mnie dosięgnęła.
Zaczęłam krzyczeć. 

-POMOCY ! POMOCY!
- Karla! - ktoś zawołał. - Wracaj do domu!
    Pies przestał skakać i warczeć. Odwróciła się i ze skulonymi uszami podreptała z powrotem do domu.
- Wszystko w porządku?- zapytał zbliżający się do mnie chłopiec. Miał na oko 10 lat.
- Ten durny pies mnie znowu zaatakował. Nie, nie jest w porządku.
- Nie mów tak o Karli.
- Twoja kochana Karla mnie nienawidzi i marzy o zjedzeniu mnie.
- Przesadzasz.
- Ja przesadzam?!
- Jonnie? Co się dzieje? - z domu wybiegła babcia Kristiana, a obok niej mała blondynka.
- Nic babciu, ona mówi ,że Karla chciała ją zabić.
- Głupoty gadasz dziecko. Masz tak samo wybujałą wyobraźnię, jak twoja matka.
- Naprawdę! Ten wściekły pies mnie zaatakował! Gdyby nie ten słup, to Karla by mnie zjadła.
- Gdybyś jej nie prowokowała...
- GDYBYŚ ZAMYKAŁA ŁASKAWIE SWOJĄ BRAMĘ, TO SUKA BY NIE WYSZŁA -odezwał się kobiecy głos za mną. Obok mnie stanęła mama Kristiana. - Julia kochanie, nic ci nie jest? - potrząsnęłam głową na nie. - To nie pierwszy raz. Moje dziecko też się skarży ,że twoja psica go atakuje. Przysięgam ci Violeto, że jeśli to się powtórzy, założę tu kamery i zdobędę dowody, które dostarczę prosto do sądu. A teraz... Miłego dnia Violeto -starsza kobieta odwróciła się, tym samym chowając swoją czerwoną ze złości twarz.
- Cześć ciociu. - mruknął ten chłopiec, Jonnie.
- Dzień dobry Jonnie. Danielle, ale wyrosłaś. Zapraszam was później do mnie do domu. Kupiłam ciastka i colę. Jak będziecie mieli ochotę, to przyjdźcie. - powiedziała także i moja ciocia, po czym poszłyśmy do domu Caro'ów. Zostawiając w tyle Jonniego i Danielle.

_~_
- K