Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 lipca 2013

R III - Powrót

- Dani?
- Tak?
- Myślisz, że zakochamy się kiedyś?
- Hahah, ty na pewno, ja wątpię.
- Ale wielu chłopców się tobą interesuje. Właśnie tobą. Mną nikt, oprócz kujona Ben'a.
- I Ben dobry.- zaśmiała się
- Śmieszne. Żebym jeszcze miała w kim się zakochać...
- Powiedziała dziewczyna, która kręci z moim bratem.
- Co? - zamilkłam- Myślisz ,że czuję coś to TWOJEGO brata?
- Aham. Wiele razy widziałam jak cię odprowadza do domu i "przypadkiem" co środę wymyka się do kumpli.
      Poczułam jak robię się czerwona. Może i było w tym odrobinę prawdy. Ale tylko odrobinę. Uważałam Jonnie'go jako kolesia z plakietką my best friend boy, a nie best boyfriend. A widać było po mojej przyjaciółce ,że śmieszą ją moje stosunki do jej starszego brata i w głębi duszy, życzyłaby nam szczęścia. Jednak w tamtym momencie mój upór nie dawał za wygraną. Nie mogłam nic czuć do Jonniego. Obiecałam sobie nic do niego nie czuć. Był tylko my best friend boy. Tylko.
     Wiedziałam ,że Danielle podobał się przyjaciel Kristiana. Ona, jako jego kuzynka i sąsiadka z naprzeciwka, spędzała w jego domu dużo czasu. A tam często bywał też Cory. Oprócz tego ,że uważałam to za obrzydliwe, to w pewnym sensie, było to nawet urocze.
- Dani... - nie dokończyłam bo usłyszałyśmy coś z lasu, który znajdował się zaledwie kilka metrów od mojego domu.

Krzyk. Pełen bólu i cierpienia krzyk.

     Biegiem ruszyłyśmy sprawdzić co się stało. Wszystko co działo się potem pamiętam jak przez mgłę.
     
       Dotarłyśmy do miejsca zgrozy. Miejsca, które znienawidziliśmy do końca życia. Tam skończyło się nasze dzieciństwo.

~~

    Podniosłam się z łóżka natychmiastowo. Oddychałam szybko i cięzko. Ręką wytarłam pot z mojego czoła. Drugą rękę przyłożyłam odruchowo do serca. Obróciłam głowę w stronę zegara elektrycznego.
 2.58
     Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i długo wypuszczałam powietrze. Bolała mnie głowa. No tak, mój przyjaciel dawał o sobie znać...

     Próbowałam jeszcze zasnąć, ale nie mogłam. Założyłam słuchawki , a w nich rozbrzmiała piosenka Placebo - Running up that hill. Wstałam i zapaliłam lampę. Podeszłam do szafki i ściągnęłam z niej niewielkie drewniane pudełko.
       Znowu wspomnienia wróciły. Niepokonani, czwórka najlepszych przyjaciół. Julia, Danielle, Jonnie i Kristian. Jeszcze wtedy byli tacy beztroscy.. Najpiękniejszy rok w ich życiu, 2007 rok. Jeszcze przed całym zamieszaniem.
     Znalazłam zdjęcia z 2010 roku. Ostatni rok życia mojej mamy. Dotknęłam delikatnie palcem jej postać. Była piękna. Zawsze uważałam ją za wzór. Była nim. Każda komórka mojego ciała chciała być taka jak ona. Miała mnie jeszcze tyle nauczyć...

    Skroń zaczęła mi pulsować. Ból w głowie narastał. Zaczęłam krzyczeć. Pamiętam jak do pokoju wszedł mój tato. A potem nie było już nic.

~~

- Pani doktor, jak ona się czuje ?
- Pańska córka najprawdopodobniej bardzo się zdenerwowała, co spowodowało bóle głowy, ale teraz nic jej nie jest. Może pan już do niej zajrzeć.
- Dziękuję -na korytarzu rozniósł się pełen wdzięczności głos ojca. Chwilę potem był już koło mnie i ściskał moją rękę.
- Tato..
- Cii, odpoczywaj.
- Nie tato. Ja muszę tam wrócić.
- Gdzie chcesz kochanie wrócić?
- Wiesz gdzie. Muszę tam wrócić, natychmiast.
- Kochanie, co ty..
- Widziałam kilka dni temu Danielle Brokwood.
- Oh..
- Chcę się zobaczyć z Kristianem. Chcę zobaczyć nasz dom, muszę wrócić do tego miejsca.
- Dosyć tego, Julia - warknął Robert.
- Nie.. jeżeli nie chcesz jechać ze mną - powoli przełknęłam ślinę - Pojadę tam sama.
    Zrzedła mu mina. Nie miał wyjścia. Ze mną nie wygra.
- Zgoda. Jutro o 4 pm wyruszamy.
- Dziękuję - powiedziałam. Tata tylko podniósł moją rękę do swojego policzka. Przytulił ją do siebie, po czym pocałował. Zapanowała cisza. Przyjemna cisza.
     Następnego dnia, już spakowana czekałam przy aucie. Lekarze kazali mi odpoczywać. Jasne.
Ojcu też nie było łatwo. Starał się jak tylko mógł. Szczególnie teraz, gdy dowiedział się ,że mogę podzielić los mojej mamy. Codziennie dbał oto ,żebym przestrzegała nakazań lekarzy. Zero kawy, koniec z bieganiem i ten jego ton głosu. Robił wszystko ,żebym się tylko nie denerwowała. Nawet zaczął pracować w domu. Jednak chodził spięty. Ta cała opieka nade mną ograniczała mu wolność. Nie był już taki wyluzowany.  Przestał być już wtedy, gdy bóle mojej głowy się nasilały.
     Często zastanawiałam się jak mu to wynagrodzić. Tym razem nie pomogłaby zwykła bombonierka. Nie zabrałabym go nad wodę. Pomogłyby mu nasze wspólne wyścigi, ale to równa się z ruchem. A przemęczać się nie mogłam. Więc to odpada. Gdyby tylko tu była mama..
      Światełko w mojej głowie się zaświeciło. Zaczęłam łączyć koniec z końcem i wszystko się rozjaśniło. W tym domu potrzebny był ktoś, kto wprowadzi do niego harmonię, której potrzebowałam zarówno ja, jaki i mój ojciec. W tym domu była potrzebna jeszcze jedna kobieta.
    Co prawda od śmierci mamy minęły dopiero trzy lata.. Aż trzy lata.  Ojciec potrzebował kogoś, z kim mógłby spokojnie zasnąć. Był już na to czas. Nikt nie zastąpi mi matki, ale nawet ja też potrzebowałam tej kobiecej ręki w domu. Ważne było ,żeby tato był szczęśliwy. Mama też by tego chciała.
    Przez całą drogę, pomiędzy krótkimi pogawędkami z Robertem, zastanawiałam się jak by tu zapoznać ojca z jakąś przyzwoitą dla niego kobietą. Niestety. Skończyło się na tym ,że zaczęłam wyobrażać sobie jakieś idealne historyjki jak w przyszłości wyglądam, co robię i jak poznaję tego jedynego. Boże.. nie jestem na to już za duża?
       Dojechanie do Black Falls nie trwało aż tak długo jak myślałam. Niesamowite ,że te cztery godziny tak szybko minęły. Doskonale pamiętałam tą drogę. Most, pod nim rzeka, potem rozstanie dróg, skręt w prawo i prosto aż do kolejnego rozdroża. Gdy przejechaliśmy obok domu Kristiana zamknęłam oczy. Samochód się zatrzymał. Dojechaliśmy.
    Prawie nic się nie zmieniło. Choinki były wciąż te same. Zaniedbana trawa rosła wysoko, co mnie nie dziwiło. Była połowa lata. Przy starej huśtawce była zjeżdżalnia, bliżej połamany stolik i kilka krzeseł w tym samym stanie, co plastikowy stół.
- Witaj z powrotem - mruknął ojciec.
     Zwinnym ruchem otworzył mahoniowe drzwi i weszliśmy do środka. Mogłam przysiąc ,że poczułam w wejściu zapach ciasta, które zawsze piekła mama.
- Czujesz to?
- Pleśń? -zaśmiał się Bob.
     Nie odpowiedziałam. Zamiast tego odstawiłam walizkę do swojego dawnego pokoju, przebrałam się i poinformowałam ojca ,że wychodzę.
    Może nie było to zbyt stosowne, żebym o ósmej wieczorem ich odwiedzała, ale nie mogłam czekać do jutra. Szybko doszłam do dużego, żółtego domu. Miał dopiero dziesięć lat, a wyglądał jakby był dopiero co wybudowany, kiedy mieliśmy po 8 lat..
       Zapukałam kilka razy do ich drzwi tak, jak miałam to w zwyczaju.
- Dzień dobry ciociu..
- Wielkie nieba Julia! - powiedziała kobieta ściskając mnie - Cóż za niespodzianka. Joseph chodź tu natychmiast! - krzyknęła do męża. Nie przyszedł - Wujek jak zwykle leniwy - wytłumaczyła męża - Wejdź proszę.
- Co chciałaś? Oh, Julia!
- Cześć wujku.- powiedziałam i przytuliłam faceta niewiele starszego od mojego taty.
- Właśnie mówiłam ,że to wielka niespodzianka...
- Ja tam nie dziwię się ,że przyszła.
- Co za dzień..- zaśmiała się Caroline, by rozluźnić trochę sytuację - Napijesz się czegoś?
- Nie, właściwie, chciałabym się zobaczyć..
      Nie wierzyłam. Weszłam do salonu, a tam spotkało mnie coś, czego w życiu bym się nie spodziewała.
- Oh Krystian.. - powiedziałam, kiedy mocno ściskałam przyjaciela. Zdziwiło mnie jednak to, że nie byłam jedyną, która wpadła na pomysł odkopania starych brudów - Witaj Danielle, Luke.
 Mogłam się jednak tego spodziewać.


_~_

;) - K


niedziela, 21 lipca 2013

R. II - Wspomnienia

    Patrzyłam się na dziewczynę z lekkim zakłopotaniem. W jednej chwili wszystko wróciło. Jakby to, co się stało nie było historią sprzed wielu lat. Wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że to wszystko stało się zaledwie kilka dni temu. Danielle stała osłupiała naprzeciwko mnie. Myślała o tym samym co ja.
- Julia, dawno cię nie widziałam - mruknęła, a na jej twarzy pojawił się bardzo dobrze mi znany fałszywy uśmiech.
- Trochę minęło, od naszego ostatniego spotkania.
- Julia..
- Słuchaj Dan, nie chcę rozpamiętywać dawnych czasów... - dziewczyna przez chwilę się nie odzywała. Spojrzałam w jej błękitne oczy. Wyglądała tak, jakby wędrowała jakąś tajemniczą drogą, daleko od miejsca, w którym teraz stałyśmy.
- Zmieniłaś się - powiedziałam, aby przerwać ciszę. - Jesteś ładniejsza.
- Tak? Ja sądze to samo co sądziłam 5 lat temu.
Znowu cisza.
- Więc... mieszkasz teraz w Sydney? - zapytałam, ale nie było mi dane usłyszeć odpowiedzi. Do moich uszu dobiegło wołanie imienia dziewczyny, a potem słynny Luke Hemmings podszedł do nas. Co się działo potem, przyprawiło mnie o mdłości...
    W sumie znałam całe 5Sos, dzięki temu, że dostałam się na staż w studio Ed'a Sheeran'a. Ale poza podstawowymi informacjami z internetu, nie miałam pojęcia jacy są naprawdę.
    Nie raz przytulałam się na powitanie z Ashton'em, Mikey'im czy Calum'em. Z Ash'em dogadywałam się najlepiej, a o Luke'u nie miałam żadnego zdania i nie rozmawiałam z nim praktycznie wcale.
    Zawsze miałam wrażenie, że ten typ jest dla wszystkich miły, a dla mnie zakłada maskę ignoranta i zbywa mnie za każdym razem, gdy się odezwę. Dlatego do Hemmingsa nawet się nie zbliżałam. Zaczynało się na "hej", a kończyło na tym, że albo mnie ignorował, albo mruknął niewyraźne cześć. Był tajemniczy. Intrygował mnie.

    Od kiedy moja mama umarła, ludzie traktowali mnie "taryfą ulgową". Nawet jeżeli nie wiedzieli o mojej historii, zawsze delikatnie się do mnie odnosili. Jakbym miała za moment, przez niewłaściwe słowo wybuchnąć.
Luke był inny. Jako chyba jedyny człowiek na Ziemi był wobec mnie oschły. To mnie do niego przyciągało, jednak moje zainteresowanie nim ograniczało się do czytania na facebooku, co robił i mówił. Śledzenia jego nielicznych wpisów na twitterze i obserwowania go ukradkiem, kiedy mieli próbę  lub nagrywali nowe kawałki. Bałam się do niego zbliżać, rozmawiać z nim bo to tak, jakbym odnosiła się do ściany. Takie były relacje moje i Luke'a.
   Ta szopka trwała jeszcze chwilę. Chłopak podszedł do Danielle, pocałował ją, pogadali chwilę, umówili się na trzecią na obiad, a potem odszedł. Ani razu na mnie nie spojrzał. Super.
   Za to Danielle grzecznie powiedziała ,że musi iść, jednak wyznała, że skontaktuje się ze mną, żeby "pogadać", przy kawie. Tak, bo obie aż skakałyśmy z niecierpliwości, żeby się spotkać.

     Wracając do domu, przypomniałam sobie moje dzieciństwo.
- Julia! - odwróciłam się do wołającej mnie mamy. - Uważaj na siebie kochanie - powiedziała łagodnie i posłała mi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
- Dobrze mamo.
    Szłam niezadbaną drogą, przechodząc obok kolorowych domów. Moim celem był duży, niedawno wybudowany, żółty dom, na końcu tej potwornej drogi. Niestety, zanim dotarłam do domu Kristiana, musiałam przejść koło posiadłości jego dziadków. Wszystko by było okej, gdyby nie to, że staruszkowie mieli wstrętną suczkę, która najchętniej by mnie rozszarpała.
To okropne bydle potrafiło przeskoczyć płot i mnie atakować. I dzisiaj akurat ich brama była otwarta.Czyli istnieje prawdopodobieństwo ,że na 99,9 % będę się dzisiaj mierzyć z Karlą. Lucky Me...
Starałam się iść szybko. Proszę, proszę ,żeby tylko jej nie było, pomyślałam. A jednak.
Biszkoptowy rottweiler wyłonił się zza domu. Zaczęłam biec. Moim oczom ukazał się wysoki słup, a na samym jego szczycie były podpięte kable wysokiego napięcia. To moja jedyna szansa. Zaczęłam wspinać się po słupie. Dzięki Bogu miał on otwory pomiędzy szczeblami. Łatwo, jak po drabinie wspięłam się do połowy słupa.
Karla skakała i próbowała mnie dosięgnąć. Mogłam przysiąc, że po jej głupim łbie chodziły już wizje, jak obrywa mnie ze skóry. Strasznie się bałam. Weszłabym wyżej, pokopałby mnie, może nawet śmiertelnie prąd, a jeden, mały ruch i Karla by mnie dosięgnęła.
Zaczęłam krzyczeć. 

-POMOCY ! POMOCY!
- Karla! - ktoś zawołał. - Wracaj do domu!
    Pies przestał skakać i warczeć. Odwróciła się i ze skulonymi uszami podreptała z powrotem do domu.
- Wszystko w porządku?- zapytał zbliżający się do mnie chłopiec. Miał na oko 10 lat.
- Ten durny pies mnie znowu zaatakował. Nie, nie jest w porządku.
- Nie mów tak o Karli.
- Twoja kochana Karla mnie nienawidzi i marzy o zjedzeniu mnie.
- Przesadzasz.
- Ja przesadzam?!
- Jonnie? Co się dzieje? - z domu wybiegła babcia Kristiana, a obok niej mała blondynka.
- Nic babciu, ona mówi ,że Karla chciała ją zabić.
- Głupoty gadasz dziecko. Masz tak samo wybujałą wyobraźnię, jak twoja matka.
- Naprawdę! Ten wściekły pies mnie zaatakował! Gdyby nie ten słup, to Karla by mnie zjadła.
- Gdybyś jej nie prowokowała...
- GDYBYŚ ZAMYKAŁA ŁASKAWIE SWOJĄ BRAMĘ, TO SUKA BY NIE WYSZŁA -odezwał się kobiecy głos za mną. Obok mnie stanęła mama Kristiana. - Julia kochanie, nic ci nie jest? - potrząsnęłam głową na nie. - To nie pierwszy raz. Moje dziecko też się skarży ,że twoja psica go atakuje. Przysięgam ci Violeto, że jeśli to się powtórzy, założę tu kamery i zdobędę dowody, które dostarczę prosto do sądu. A teraz... Miłego dnia Violeto -starsza kobieta odwróciła się, tym samym chowając swoją czerwoną ze złości twarz.
- Cześć ciociu. - mruknął ten chłopiec, Jonnie.
- Dzień dobry Jonnie. Danielle, ale wyrosłaś. Zapraszam was później do mnie do domu. Kupiłam ciastka i colę. Jak będziecie mieli ochotę, to przyjdźcie. - powiedziała także i moja ciocia, po czym poszłyśmy do domu Caro'ów. Zostawiając w tyle Jonniego i Danielle.

_~_
- K