Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 sierpnia 2013

R. IV - Konfrontacja

   Co do Danielle, to mogłam się spodziewać tego ,że przyjedzie. Po naszym wcześniejszym spotkaniu też sobie przypomniała o tym miejscu. Jednak nigdy w życiu bym pomyślała, że przyjedzie z Luke'iem. Muszę przyznać ,że zaskoczyła mnie. Zawsze to robiła.

- Myślisz ,że jesteś taka fajna?
    Zabolało. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie popularna i nie wyróżniałam się jako dusza towarzystwa. Zawsze jednak nie uważałam ,że fajność jakoś się liczy.
     Danielle znowu mi dokuczała. Robiła to od czasu, kiedy tego pamiętnego dnia Karla mnie zaatakowała, a ciocia Caroline wygarnęła babci Dan i Jonnie'go.
Moja mama powtarzała mi ,że dziewczynka jest zazdrosna, a ja, jako bardzo ciekawa ośmiolatka codziennie przed snem zastanawiałam się o co Dani jest zazdrosna. O ciocię Caroline? O to ,że zwróciłam na siebie uwagę? Nie weszłam w końcu na ten słup specjalnie.
   Zamknęłam zmęczone powieki. Tego dnia, jak na złość źle spałam.
- Odczep się pusta blondyno! - odkrzyknęłam jej, a mi aż się zrobiło ciepło z dumy. Ja, Julia Walker tak wymownie jej odpyskowałam. Blondynka tylko wystawiła mi język i uciekła do domu jej babci. Ja odwróciłam się i podeszłam bliżej garażu,w którym siedział Kristian i jego ojciec.
- Co tam młoda?
- Nic, Danielle znowu mi dokucza.
- Mam nadzieje ,że nie bierzesz tego do siebie? - zapytał ponownie Joseph
- Coś ty wujek - zaśmiałam się i podeszłam do stolika z narzędziami. Podniosłam średni klucz i zaczęłam mu się przyglądać. - Wujeeek? - przeciągnęłam, a gdy nie usłyszałam odpowiedzi ponownie się odezwałam - Dlaczego nie poprosisz mojego taty ,żeby ci naprawił to auto? Przecież jest mechanikiem.
- Ponieważ.. Jak się jest facetem, to trzeba robić męskie rzeczy ,żeby zaimponować swojej kobiecie.
- Twoja kobieta to ciocia Caroline ?
- Tak.
- A kim jest kobieta Kristiana ?
- Nie mam żadnej głupiej kobiety i nie będę miał. Nigdy! - krzyknął zdenerwowany chłopiec.
- Nie pytałam ciebie Kristian. - opowiedziałam, a chłopczyk zrobił się jeszcze bardziej czerwony, ale zamilkł. Wygrałam.

    Kilka godzin później wracając do domu znalazłam kosmyk włosów lalki. Nieco dalej leżała silikonowa rączka, potem noga i im dalej szłam oraz im bliżej byłam domu, tym więcej było części lalki. Przy samej bramie leżała głowa Penny. Mojej ulubionej lalki. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam pójść do mamy i powiadomić ją o śmierci mojej laleczki. Jednak gdy byłam przed domem, na huśtawce obok niego siedziała mała dziewczynka. W ręku trzymała prawdopodobnie swoją lalkę.
- Czego tu chcesz Danielle? - zapytałam jednocześnie zła, ale też zmęczona. Dziewczynka wstała i podała mi lalkę z brązowymi włosami i zielonymi oczami.
- Przepraszam ,że zabiłam ci zabawkę. -zaśmiałam się.
- Mama ci kazała oddać twoją lalkę, za moją ?
- Nie sama tak postanowiłam.
- Jak tu weszłaś? Mamy bramę na zamek..
- Twoja mama mnie wpuściła. Jest miła.
- Wiem to - warknęłam. - Jak ona się nazywa?
- Tori.
- Tori będzie się dobrze u mnie żyło.
- Chcesz być moją koleżanką?
- Aha, czyli musiałaś najpierw mnie poobrażać, a potem poćwiartować moją laleczkę, żeby zrozumieć, że mnie lubisz ?
- Nooo -nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chciałam mieć koleżankę.
- Zgoda. Będę twoją koleżanką.
- To fajnie.


~

- Więc.. Co tam u was słychać dziewczyny? - zapytał wesoło Kristian. Jakby zupełnie zapomniał o tym co zdarzyło się kilka lat temu.
- Na pewno nie jest kłopotem ,że Luke tu jest? - zapytała Dani patrząc to na mnie, to na Kristiana.
- Pewnie ,że nie! - odpowiedział jej chłopak. Ja nic nie powiedziałam. Obojętne mi było czy tu jest czy nie. Nie przyjechałam tu po to, żeby zajmować się takimi sprawami.
- Julia, kiedy tu ostatnio byłaś? - zapytał. Jakby nie znał odpowiedzi. Irytował mnie tym swoim udawaniem ,że nic się nie stało.
- Emm.. miałeś zasłony w kubusia puchatka.
- Hahaha wow.
- Aham.. - potem już nic nie mówiłam. Starałam się tylko słuchać rozmowy Krystiana i Dani. Nie chciałam jeszcze wracać do rzeczywistości.
     O dziesiątej pożegnałam się z dawnymi przyjaciółmi i wyszłam. Do domu miałam niedaleko, więc nim się obejrzałam, byłam już w połowie drogi. Przeszłam obok domu znajomych mojej mamy, którzy nigdy się tu nie wprowadzili. Dom nie był nawet wykończony w środku. Właściciele postanowili nie dokańczać budowy. "Z niewiadomych przyczyn", jak twierdził mój ojciec. Jednak tak czy inaczej, każdy na ulicy wiedział dlaczego.
    Za to budynek był świetnym miejscem dla pijaków z sąsiedztwa. I dzisiaj ktoś siedział na progu. Próbowałam mu się przyjrzeć, ale nic z tego. Było za ciemno. Przeszłam więc obok niego, jakbym nigdy tego człowieka nie zauważyła.
- Dlaczego nagle ty i Danielle tu przyjechałyście? - krzyknął ktoś z tyłu. Odwróciłam się i wróciłam pod dom. Było ciemno, ale z niewielką trudnością odgadłam ,że mówił do mnie pan Luke Hemmings. Widziałam ciekawość w jego oczach. I wszystko stało się jasne. Nie powiedziała mu.
- Ponieważ.. Mieszkałyśmy tu. Ja kilka domów stąd, Kristian tam gdzie teraz, a Dani naprzeciwko. Spotkałyśmy się i chyba nam obu przypomniało się dzieciństwo - wyjaśniłam spokojnie, mimo tego ,że moje serce miało zaraz eksplodować.
- Aha..
- Czemu nie siedzisz z nimi?
- Daje Dani trochę czasu, żeby mogła się przywitać z przyjacielem.
- Oh, jakiś ty dobry - szepnęłam do siebie
- Co?
- Nie nic. Wiesz, muszę już wracać do domu. Dobranoc Luke.
- Cześć.
    Do domu wróciłam szybko. Byłam zaskoczona? Zdezorientowana? Ciekawiło mnie dlaczego Danielle nie powiedziała niczego Luke'owi. Postanowiłam jednak nie zajmować się nie swoimi sprawami.
    Gdy weszłam do mojego pokoju zabiło mi mocniej serce. Byłam już dzisiaj w tym pomieszczeniu, ale nie zdążyłam mu się przyjrzeć. Wcześniej kierował mną impuls. Musiałam się zobaczyć z Kristianem. Teraz byłam spokojna. Dokładnie zilustrowałam każdą ścianę. Wszystko zostało na swoim miejscu. Po przeprowadzce , rodzice zostawili wszystkie meble na swoim miejscu, żeby nic nie przypominało małej, beztroskiej Julii, o tym, jak oni twierdzili okrutnym miasteczku.
    Kto by pomyślał, że rodzic może tyle zrobić dla swojego dziecka. Nigdy nie rozumiałam takich ludzi. Nadal nie rozumiem. Kiedy rodzi się dziecko, rośnie, dorasta.. Każde z nich kocha je bardziej od swojego ukochanego. I zrobili by wszystko ,żeby ocalić swoje dziecko. Nie widziałam w tym sensu.
    Kiedyś każdy mówił mi, że jak będę dorosła, będę miała wspaniałą rodzinę. Wielu ludzi, już gdy miałam nieszczęsne dziesięć lat, układali sobie w głowie scenariusze jak widzą mnie z idealnym mężem i gromadką dzieci. Czasy się zmieniły. Nie marzę o idealnym ślubie, ani o wrzeszczących dzieciakach. To nie tak ,że ich nie lubię. Kocham je, ale nigdy mi się nie marzyło takie życie. Moim marzeniem od kiedy pamiętam, było podbijanie świata. Robienie wielkiej kariery. To chciałam robić w życiu. Nie wyjść za mąż po dwudziestce. A urodzenie dziecka, zawsze kojarzyło mi się z końcem wszystkiego. Beztroskiej młodości i wolności. Tak jak to zawsze wyglądało w filmach romantycznych. Trudno to pojąć, ale dla mnie rodzina i dzieci równały się z końcem kariery. Nikt nie mógł mi wybić tej myśli z głowy, byłam po prostu za uparta.
      Rozumiałam jednak, ile poświęcili dla mnie rodzice. Nic mi nie miało przypominać o tym miejscu. Nikt i nic. Miałam zapomnieć i nie wspominać ani tamtego dnia, ani wszystkich innych związanych z tym miejscem wydarzeń. A tu nagle znalazłam się w starym pokoju. Wspominając. Cicho westchnęłam i spojrzałam przez okno. Ciągle było doskonale widać ten las. Tamto miejsce. 
    Serce zabiło mi mocniej , a oddech stał się nie równy. Odwróciłam wzork od okna. Szybkim ruchem zaciągnęłam na okno ciemne zasłony i cały obraz znikł.
To było nieuniknione. Wiedziałam ,że jutro tam pójdziemy. I wszystko znowu wróci. A mój sen, nie będzie tylko snem. Stanie się od nowa wspomnieniem.

_~_
Ciekawi co dalej ? 
 Do następnego , całuski - K 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz